08 czerwca, 2008

Pustka.

Dziś dopadła mnie jakaś handra. Nic się nie stało. W pracy fajnie było. Miło nawet można rzec, bo z niektórymi osobami znam się od dawna, więc już jesteśmy zgrani, a nowe osoby szybko się adaptują. Ciepło na dworzu jest, szybkość ściągania mam dobrą, Polska przegrywa i jednocześnie polacy strzelają bramki, więc niby powinienem być zadowolony. A jednak mam blokadę, która nie przepuszcza radości do mego umysłu i powoduje, że mam ochotę smuty walić. Nie, przepraszam, nawet tego mi się nie chcę.
W takich chwilach nie mam ochoty słuchać zbędnych słów, więc będzie instrumentalnie.
Jonny Greenwood - Bode Radio / Glass Light / Broken Hearts
Amon Tobin - Easy Muffin
Obydwa lecą pod Zbycha.
Miałem zamiar wspomnieć o homoseksualiźmie, bo ostatnio w pracy toczyliśmy dysputy na ten temat, ale nie potrafię znaleźć w sobie energii nawet na to.
EDYCJA:
Na koniec dnia dostałem wiadomość, która zwaliła mnie z nóg. Wyrwała mi głowę i, za przeproszeniem, pierdolneła ją o ścianę, z taką siłą, że z pojemnika zawierającego mój mózg zostały strzępy. Zmusiła mnie do przmyślenia moich poczynań w niektórych sferach życia. Pewnie jutro uznam to za prawdziwie oświecające zdarzenie, ale póki co, najchętniej bym siedział w ciemnym koncie ze słuchawkami na uszach. Siedział i o niczym nie myślał, tylko patrzył się martwymi oczami w ścianę przy rozbrzmiewających kreacjach Thomasa Newmana z American Beauty.

Brak komentarzy: