31 lipca, 2008

Ulotna inspiracja.

Gdzie moja muza? Do cholery jasnej! Nie napisałem nic przez ostatnie 4 dni! Pewnie poszła do innego, dając inspirację i nadzieję na lepszą przyszłość.
A z innych wieści, Mass Effect, pomimo wszystkich negatywów jakie w nim są zawarte, wciąga.
Jak wir.
Szczególnie jak natrafiłem na misje badania nieznanych światów. Nie ma to jak przemierzać opuszczone przez Boga, i inne bóstwa wyższe, ciała niebieskie i zbierać informacje o nieistniejących już cywilizacjach. No i fajnie być skurwysynem, któremu nikt nic nie może zrobić, bo jest jednym z niewielu, którzy mogą ocalić galaktykę :)

Ale...czyż to nie zaginiona kochanka mej kreatywnej myśli? Gdzie byłaś cały ten czas?
No, ok, wiesz, stęskniłem się za tobą.
...jak to? Co masz na myśli mówiąc "inny, lepszy umysł"?
AHA! Czyli przyznajesz się?! Wiedziałem!
Ty dziwko! Jego długopis był większy od mojego? Było ci z nim dobrze, hę?!
Nie..kotku, przepraszam. Wracaj...zacznijmy jeszcze raz, ok? No chodź, uściskaj tatusia
Bym zapomniał, na wrzutę chciałem walnąć Buffalo Springfield - For What It's Worth, a Zbychu radosną twórczość Jemu (nie, nie tego starego, polskiego szajsu co się studenci nawet w dzisiejszych czasach zachwycają) - Amazing Life, ale wrzuta leci w chuja niestety. Postaram się później je umieścić. Może jutro nawet.

27 lipca, 2008

Otchłań.

Moje życie jest puste. Kompletnie. Z każdym kolejnym wpisem, gdy nie mam nic do napisania, uświadamiam to sobie coraz bardziej. Miałem takie ambicje, chciałem osiągnąć wszystko, a jak na razie siedzę w domu na tyłku i nie robię nic.
Niby jeszcze mam czas by stać się sławnym reżyserem, uzdolnionym scenarzystą, najlepiej sprzedającym się pisarzem na świecie lub też gwiazdą porno, ale nic nie robię by spełnić te marzenia. Powiem więcej, zaczynam nawet myśleć, że nigdy się one nie ziszczą. Można powiedzieć, że taka rola marzeń, jednak ja zawsze myślałem, że te sny o potędze, pieniądzach i sławie są do spełnienia.
Teraz natomiast coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że moje życie będzie takie samo jak życia milionów innych. Będę zwykłym, nudnym biurokratą, którego niegdyś górnolotne ambicje zostały zredukowane jedynie do chęci utrzymania swego stołka. Mam 23 lata i zero osiągnięć w jakiejkolwiek dziedzinie.
Chyba, żeby liczyć jakiś żałosny dokument potwierdzający, że przez 3 lata moi rodzice topili pieniądze w nic nie wartą szkołę prywatną, o jednej z najgorszych reputacji w całym kraju a.k.a licencjat europeistyki.
Poza tym jest cholernie gorąco, czego nie znoszę :) aha, pamiętacie jak psioczyłem na Mass Effect z miesiąc temu? Moje obawy okazały się prawdą. Pod względem RPGowym gra jest żałosna. Na szczęście Mass Effect jest również całkiem udanym taktycznym shooterem z rozwojem postaci i z ogromnym światem do zwiedzania. No i klimaty wyjęte wprost z Gwiezdnych Wojen również robią swoje, inplus dla mnie przynajmniej. Jak na razie mam za sobą mniej więcej ćwiartkę gry za sobą, z tego co przeżyłem, nowy twór BioWare jest godny polecenia.

Muzycznie dziś sprawa wygląda następująco:
Zabytek z 1965 - Sonny & Cher - I Got You Babe. Bo widziałem ostatnio znowu Dzień Świstaka z Billem Murray'em ;)
i utwór z drugiego albumu Franz Ferdinandów - Walk Away. To będzie rok 2005 chyba.

24 lipca, 2008

Negatywne ciśnienie.

Dołowania się czas zacząć ponownie. Od kiedy wczoraj nasłuchałem się melodyjek kojarzących mi się z utraconą miłością to mam fatalny nastrój. Cóż, duch cierpi, ale ciało zdrowieje. Zdjęto mi szwy ze wspomnianego wcześniej palca. Teraz tylko pochodzę z opatrunkiem 3-4 dni i znów będę w pełni sprawny.
Może w końcu ludzie przestaną mnie traktować jak jakiegoś weterana z Wietnamu, któremu kończyny pourywało :) Póki co jeszcze siedzę w domu, więc nie ma o czym pisać. Ograniczę się jedynie do zapowiedzi tego co dziś dodałem na wrzutę:

The Appleseed Cast - Blind Man's Arrow (od Zbigniewa)
Link Wray - Rumble (ode mnie)

Oraz do stwierdzenia, że Brudny Harry rządzi, niezależnie od tego ile razy już się go widziało :)

22 lipca, 2008

Typowa konwersacja

Sleeper wychodzi ze swojej łazienki. Zapach zeń się wydobywający doprowadza do omdlenia pobliski kwiatek. Pies leżący w przedpokoju aż musiał zakryć swój mokry nos, by nie oszaleć z oszałamiającego smrodu.
Sleeper zamyka w końcu za sobą drzwi i wyraźnie zadowolony z siebie nabiera powietrza w płuca. Z ogromną satysfakcją powoli je wypuszcza i stwierdza:
Sleeper: Uuuuuułłłłiiii, cholera! Ależ to było kupsko.
*Sleeper wykręca numer na gg do Grimma
Sleeper: Grimm, mój synu! Właśnie posadziłem najbardziej epickiego klocka w mym życiu!
Sleeper: Niewyobrażalnie wielkie bydle! Aż się złamało w pół, a i tak ledwie się zmieścił!
Sleeper: Można by rzec, że to był istny Kolos Rodyjski w brązowej maści!
Ja: To nadaje nowe znaczenie powiedzeniowi "kolos o glinianych nogach".
Sleeper: O tak. Moje jelita rozłożyły tego wczorajszego kebaba zapitego piwskiem i wódeczką!
Sleeper: To musiała być zacięta walka. Ha ha!
I tak codziennie :)
p.s Przesadzam absolutnie oczywiście, mam nadzieję, że Sleeper się nie obrazi ;)
Dziś Eagles of Death Metal (kolejny poboczny projekt Josha Homme'a) - I Only Want You, bodaj z 2006 oraz Smashing Pumpkins - 1979 (z roku 1995) pod przysznic.

21 lipca, 2008

W szklarni.

Tak jest. Nowy wpis. Po kilkudniowym odpoczynku od sieci powracam do (w miarę) regularnych aktualek.
W moim życiu zaszła jedna poważna zmiana, otóż wycięto mi pół paznokcia. Historia ta nie jest warta przytaczania, więc ograniczę się do powiedzenia, iż mam otwartą ranę na dużym palcu mej lewej nogi. Spokojnie, nie jest samotna. Sąsiadują jej szwy, które zamieszkały na jej obrzeżach, ponieważ lekarz nie potrafił się dostać do części wrastającej w moje ciało. Mam siedzieć w domu i nie nadwyrężać stopy do środy. Potem usłyszę werdykt, ile jeszcze mi zostało tego domowego aresztu, wraz z terminem usunięcia tych niechcianych lokatorów z mego palcowego apartamentu. A chwilowo siedzę na tyłku (chyba już odcisków dostaję) i czytam, oglądam filmy, pogrywam dalej w Fallouty, pełna kulturka czyli, ale już mi się nudzić zaczyna ;)
Prawdę mówiąc czuję się jak roślina w szklarni. Codzień o mnie dbają, mam ciepło, mam pożywienie, mam niezłe widoczki przez szybę, rozmawiają ze mną nie oczekując odpowiedzi, jestem uwięziony w jednym punkcie z niemożnością transportu, chyba, że ktoś mnie przeniesie. No może lekko przesadzam. Mogę chodzić, ale nie wolno mi stawiać palca na podłodze. Innymi słowy, na podłoże naciskam całą prawą stopą i tylko piętą lewej.
Tak czy inaczej, skończyłem swoją przygodę z opowiadaniami Edgara Allana Poe, ogólnie niezłe są. Były wybitne momenty jak "Serce - oskarżycielem", ale były też i takie przez które ledwo przebrnąłem jak "Król Dżumiec". W chwili obecnej, olewając moją listę "W kolejce", podjarany zwiastunem nadchodzącej ekranizacji komiksu Watchmen - Strażnicy, po raz wtóry usiadłem do jego lektury (muzyczka z tego teasera dostępna w dziale "inne" na moim profilu na wrzucie). Faktycznie jest to najlepszy komiks w dziejach, szczególnie rozdziały o Dr. Manhattanie oraz obecnym nad wami Rorschachu. Już mam za sobą 11 z 12 części, a następnym krokiem jest, w końcu, 450 stronicowi "Amerykańscy Bogowie" Gaimana. Tą pozycję chyba z rok będę czytać :)
Sprawy sercowe natomiast dalej znajdują się w stanie opłakanym. Wybranka mych uczuć, niestety, wolała innego. Z resztą nie dziwię się. Koleś zaproponował jej wakacje na lazurowym wybrzeżu. Za darmo. Człowiek ten jest ponoć nieziemsko napakowanym łysolem. Jest optymistą, który strzela żartami jak z karabinu maszynowego (kiepskimi, bo kiepskimi, ale jednak). To zawsze działa lepiej na kobiety niż przesiąknięty sarkazmem socjopata, który choć momentami uroczy i zabawny, to raczej nie nadaje się do życia. Ponadto, jej nowy chłopak robi w budownictwie, biznesie, który przeżywa prawdziwy renesans ostatnio, więc pieniędzy ma w bród. A ja w obecnej sytuacji jestem bez grosza przy duszy.
Aha, to jeszcze nic pewnego, ale być może od połowy sierpnia będę biurokratą na pełen etat. Wiecie, jednym z tych małych kółek, które kręcąc się umożliwiają istnienie systemu zniewalającego świat ;)
Rubryczkę Zbigniewa wypełnia dziś link do The Go! Team - Junior Kickstart (polecam teledysk), a ode mnie, do pluskania się, Tom Waits - Goin' Out West.

14 lipca, 2008

Zabawy ze światłem.

Odpoczynku od sieci dzień kolejny. Nadal doskwiera mi brak jakiejś przedstawicielki płci przeciwnej przy moim boku, ale tak to nie narzekam ;)
Kończę powoli jeden projekt zalegający na moim pulpicie od kilku miesięcy, efekty być może pojawią się jakoś niedługo na blogu. W wolnych chwilach myślałem nad zatopieniem się w świat jakiejś gry, ale niestety za cholerę mi nie wychodzi. W związku z tym ponownie zainstalowałem największe dzieła, jakie do tej pory umysł ludzki stworzył na komputery osobiste - Fallout oraz Fallout 2. Przerwa w nadawaniu potrwa jeszcze trochę, ale podejrzewam, że wrócę do stałych, codziennych updatów najpóźniej w przyszłym tygodniu.
Peace.
Dziś Shadowplay autorstwa Joy Division (ostry spór wewnętrzny zaszedł co do tego utworu, Zbych wolał dać wersję albumową, bo ponoć lepsza, jednak ostatecznie postanowiłem dać wersję live, a zresztą to moja rubryczka, więc Zbyszek niech się wali ze swymi sugestiami :)) oraz The Thermals - Here's Your Future.

11 lipca, 2008

Radosne dźwięki dla radosnych ludzi.

Nie układa mi się niestety ostatnio. Nie tylko jeśli chodzi o kobiety. Wakacje zapowiadają się niezwykle ponuro i w ogóle wszystko chuj. Nie chcę mi się rozdrabniać ;). Planuję przerwę w siedzeniu przed komputerem, może to mnie natchnie pozytywną myślą.
A na razie powolne nuty od PJ Harvey - The Mess We're In oraz klasyk nad klasyki, bodaj najbardziej znana "oda do depresji" The Sounds Of Silence Simona & Garfunkela.

10 lipca, 2008

Prawdziwa historia.

Tak więc wpadam do wypożyczalni wideo, celem wypożyczenia filmu. Obchodzę całość, zerkam na półeczki. Same hiciory z fabryki odgrzewanych kotletów a.k.a Hollywood. Nic ciekawego generalnie. Podchodzi do mnie pracownik tej zacnej firmy, najwyraźniej zobaczył zatroskaną, nie potrafiącą się zdecydować duszyczkę, i zadaje pytanie "Czy może w czymś pomóc?"
Widać, że chłopak nowy, nadaktywny, jeszcze nie zna się na interakcji z klientem. A więc ja, ponieważ mam doświadczenie już z tego typu ludźmi, to wiem, że nie da się ich po prostu zbyć zwykłym "Nie, dziękuję, tylko oglądam." Taka taktyka jest dobra na chwilę jedynie, bo zaraz wracają i się dopytują "Ale czy na pewno? Może jednak w czymś doradzić?".
Mówię więc wprost: "W zasadzie to tak, przyda mi się Pańska pomoc. Szukam filmu, w którym ci źli wygrywają. Wie Pan, taki w którym dobro dostaje po tyłku i zostaje kompletnie upokorzone. Filmu, w którym "duch dobroci" głównej postaci zostaje złamany, jego ideały zniszczone, a wszelkie wyższe zasady moralne i cnoty, którymi się kieruje zostają przedstawione jako zwykłe kłamstwa, którymi są w rzeczywistości. A na koniec najfajniej by było, gdyby całe społeczeństwo ocknęło się ze swej hipokryzji i otwarcie zaczęło czcić Zło."
Cykanie świerszczy w tle.
"Macie coś takiego?" - pytam tego dobrego człowieka, który najwyraźniej jest trochę zagubiony. "Errr, może spróbuje pan w sekcji dokumentu?"
a propos filmów, "Zdarzenie" jest zdupy.

09 lipca, 2008

Nigdy nie wychodzi, jak wyjść powinno.

Zbych: Nie łam się stary! Nawet największym facetom w historii ludzkości zdarzało się być odrzuconym przez kobietę.
Ja: ryli?
Zbychu: Ryli, kurwa.
Ja: Jakiś przykład może?
Zbigniew: No mnie niedawno się zdarzyło. Piękna, siedemnastoletnia...
Ja: Ale z tych co byli najwięksi.
Zbig: ...to zabolało, człowieku. Słowa potrafią ranić bardziej niż kamienie.
Ja: Nadwrażliwiec cholerny. To kto na przykład z "największych facetów w historii ludzkości" został odrzucony przez kobietę?
Zbyszek: Eee, zastanówmy się...
JEZUS!
Ja: Jezus?
Zbynio: Jezus.
Ja: Jezus Chrystus był odrzucany przez kobiety.
Zibi: No jasne! Odrzucenie napędzało jego "pasję"! Musiał pokazać im wszystkim, kto tu rządzi!
Ja: Jezu, z kim ja muszę pracować...
A dziś na wrzucie znajdziecie:
Kolejny hicior z lat 70 - Sly & The Family Stone - Thank You (Falettinme Be Mice Elf Again)
oraz Kill All Hippies Primal Screamu (bodaj z roku 2000)

08 lipca, 2008

Nieznośna lekkość dnia codziennego.

Wrażenia ze spotkania o którym niżej mowa wyglądają tak: jeden film zaliczony, a następnie kilka godzin rozmowy na każdy temat. Innymi słowy, było fajnie, jednak wątpię, żeby coś z tego wyszło.
Brak wczorajszego up'a jest spowodowany jedną prostą rzeczą - absolutnym brakiem jakiejkolwiek akcji w moim życiu. Nic się nie dzieje. Mam nawet wrażenie, że w internecie, który jest ponoć nieskończenie wielki, coś się zacieło i udało mi się zobaczyć wszystko co ma do zaoferowania. W związku z tym, prawdopodobnie zrobię sobię kilka dni przerwy od komputera.
Skończę w końcu tego E.A Poe. To ujma na mym honorze, że książkę ledwie 236 stronicową czytam ze dwa miesiące.
Poza tym ze wrzutą się pokłóciłem. Ta dziwka zniszczyła mój folder...err, to jest Zbycha folder i teraz jedyna piosenka jaka się tam znajduje to Akhmed. No i to co dziś on proponuje - Morcheeba - Slow Down. Co nie oznacza, że reszta piosenek została usunięta, nadal można je znaleźć na wrzucie, wpisując "coldbeer" w wyszukiwarce.
No i ode mnie zabytek z lat 70. Sound Experience - JP Walk.

06 lipca, 2008

Strefa gorąca.

Gorąc i nuda to górujące tematy ostatnich 24 godzin mego życia. Pokończyły się egzaminy, wizji konkretnych na wakacje żadnych, przez wszechobecne, nadmierne ciepło odechcewa mi się robić cokolwiek.
Na szczęście dzisiejszego wieczora pojawia się światełko w tunelu - czeka mnie bardzo ważne spotkanie, z przedstawicielką płci przeciwnej w dodatku. Więcej nie powiem, by nie zapeszać.
Łisz mi lak.
Aha, Zbychu znalazł kawałek tak andergraundowego zespołu, że nawet albumu nie wydali :) jedynie kilka empetrójek w sieci. Oczywiście mowa o Ahkmed - przedstawicielami space rocku (coś jak Kyuss momentami, albo QOTSA) z australii. A pod prysznic Sleeper z coverem utworu Blondie - Atomic.

05 lipca, 2008

Wielki Mistrz G.

Oto geniusz rymów, Wielki Mistrz G (dżi), wchodzi do kawiarni i zamyka drzwi.
Światowiec wielki, że ho ho. Za nim szepczą kelnerki "ten patałach to kto to?"
Wszystkie panie są chętnę, gdy widzą jego grę. O właśnie jedna na jego widok burkneła "ble".
Może robić tu co zechce, niczym sam Bóg! "Nóżki ze stołu, ramolu! Bo wylecisz za próg!"
*Grimm ukłania się publiczności*
Dziękuję, dziękuję :)

04 lipca, 2008

Łapanie oddechu.

Ja: Wierzysz w przeznaczenie?
Zbych: Znaczy, że cokolwiek zrobimy to dlatego, bo nasze życie zostało już zaplanowane i nic na to nie można poradzić?
Ja: No, coś w tym stylu.
Zbych: Że wszystko co się dzieje jest celowym, przemyślanym przedsięwzięciem, które trwa od zarania dziejów? Że w tym całym kosmicznym dramacie, w którym rola każdego istnienia jest odgórnie zapisana, wolna wola jest czystą kpiną? Że nie byłeś wpadką rodziców, a zamierzoną ciążą?
Zbych: Jasne, czemu by nie?
A tak w ogóle to zapieprzam jak dzika świnia po całej Warszawie, żeby zebrać dokumenty dla mej nowej uczelni. Wykańczające. Zaraz znów wychodzę.

03 lipca, 2008

Koszmar abstynenta.

Typowo blogowy styl pisania znów rządzi niestety. Albo też stety. Może tylko mnie denerwuje codzienne składanie raportów o temacie "jak minął dzień". Enyłej, tym razem akurat mam o czym pisać.
Kolega Sleeper w komentarzach do poprzedniego wpisu zdradził, że zajebista impreza była. Się pochlało, się pogadało o bzdetach, się popatrzyło jak inni robią z siebie pośmiewisko w SingStarze (dzięki czemu wiem, że istnieją ludzie równie "muzycznie nadwyrężeni" co ja :)). Przez chwilę byłem didżejem, w tym wypadku oznaczało to, iż puszczałem kawałki z wrzuty, w zdecydowanej większości z mojego profilu. Generalnie się podobało, z czego wnioskuję, że jednak dodając takie piosenki jakie dodaję postępuję słusznie. Tak więc, podsumowując, zaiste, było fajnie ;)
Skończyło się w okolicach wpół do szóstej. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że musiałem wstać o 10 rano, bo wizytę u lekarza miałem. Obudziłem się, oczywiście, lekko poirytowany i z bolącą głową, ale jakoś dotarłem do przychodni i nawet nie pomyliłem gabinetów! Lekarz stwierdził, że w chwili obecnej nic nie może poradzić na moją dolegliwość (wrastający paznokieć - przyp. red.) ponieważ stan zapalny nawiedził okolice pazura mego, więc najpierw muszę przez tydzień brać antybiotyk i trzymać palec w opatrunku z gazy i sody.
Antybiotyk.
Wiecie co to oznacza?! Nie mogę pić alkoholu przez cały okrągły tydzień :/ a takie plany już miałem, ech.
Na dzisiejszy, piekielnie ciepły dzień proponujemy ze Zbychem przyjemne i opytymistyczne nuty. Zbyszek rekomenduje pochodzący z 2006 roku utwór zespołu Phoenix - One Time Too Many. A ja wrzucam kawałek stworzony 42 lata wcześniej, czyli The Kinks - You Really Got Me.
Może jutro jakiś lepszy update będzie, o ile wena wróci ;)
EDYCJA: Dostałem się na SGH! How cool is that? :D

01 lipca, 2008

Lord! Why hast thou forsaken me?!

Egzamin z SGH zgodnie z planem, poszedł fatalnie. Wyników jeszcze nie ma, ale skoro na większość pytań dotyczących gospodarki strzelałem, a w części z języka angielskiego nie raz musiałem pomyśleć chwilę co zaznaczyć (głównie przez to, że pytania były tak poukładane, iż w zasadzie każda odpowiedź wydawała sie poprawna) to sądzę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że sie nie dostanę. Enyłej, fuck it. Najwyżej będę miał pół roku przerwy w nauce. Przyda się, bo w chwili obecnej aż głowa mnie boli od zakuwania bzdetnych informacji ekonomicznych.
Muzyką ponownie rządzą Bjork z Jamiroquai'em. Dziś uznałem, że nie ma sensu "oszukiwać" i dawać kawałków dobrych, których na chwile obecną nie słucham i w zwiazku z tym zapodaję takie, które nie tylko są wyśmienite, ale i słuchane przeze mnie w chwili obecnej, jak wpisuje te słowa. O właśnie te.
A więc niech nasze moce się połączą! Zbych - Bjork - Hidden Place. Ja - Jamiroquai - Corner Of The Earth.
Tu miał być żart z kapitanem planetą, ale uznałem, że był zbyt żałosny :)