04 czerwca, 2008

Diggin' My Potato

Postanowiłem ułatwić życie ludziom nie zaglądającym codzień na bloga. Co prawda nędzne notatki dotyczące życia mego możecie znaleźć w archiwach strony, ale co jeśli byście chcieli odsłuchac piosenek, które polecałem, a już nia ma do nich linka na wrzutę?
Taka chęć oznaczałaby, że byście musieli (o jezu!) wejść na wrzutę i (nie daj boże!) skorzystać z wyszukiwarki.
Spokojnie, ja razem z komitetem głów w mojej głowie uznaliśmy, że dla wygody tych najleniwszych czytelników, ewentualnie dla tych, których nie interesuje blog, a wpadają tylko dla muzyki (w pełni ich rozumiem prawdę mówiąc, mi też przychodzi z trudem czytanie żali innych) stworzyłem swój profil na wrzucie.
Na profilu są dwa katalogi, Zbycha i mój, jak łatwo się domyślić, u Zbycha jest to co poleca, a u mnie śpiewanie pod prysznicem. Ci co bardziej spostrzegawczy zapewne zdążyli już zauważyć, że powyższy link znajduje się również po waszej prawicy w odpowiedniej dla takich rzeczy tabelce.
Ok, sprawy organizacyjne za nami. Dzisiaj Zbigniew, będąc w niezwykle kiepskim humorze po tym jak jego plany wyjazdu na Interpol spaliły na panewce (wy łajdaki!), próbuje sobie podciąć żyły kostką mydła przy Samskeyti Sigur Rosów (wersja z pełnymi instrumentami pochodząca z niedawno wydanego Hauf/Heim). Ja sądzę, że pod prysznicem warto pośpiewać Ice MC - Think About The Way. Wieszcie mi, to jest jeden z tych hiciorów, które robi furorę na każdej wiejskiej imprezie w remizie.
Blog:
W szkole dowiedziałem się, że w tym samym czasie będę miał sesję i obronę licencjatu. Czyli jak się obronię, powiedzmy 24 czerwca, a nie zdam egzaminu 27 czerwca to mam szansę nie zdać semestru. Ekstra. Do tego jeszcze zajęcia mi trwają aż po koniec czerwca. Cholerna uczelnia przyprawia mnie o ból głowy.
W pracy jakoś wybitnie tym razem nie było. Oprócz może jednej ciekawej akcji pod koniec dnia, kiedy to wieża stworzona z firmowych koszyków o mało co nie zabiła starej babki, która usilnie próbowała wrzucić na górę koszyk, który jej już nie był potrzebny. Problem polegał na tym, że owa wieża przewyższała tą babulę o głowę, więc próbując umieścić koszyk na samej górze, babcia musiała podskakiwać. Robiąc jednoczesnie hop i rzucając koszyk osiągneła swój cel, ale koszyk nie lubi jak się nim pomiata, więc namówił resztę swych braci, żeby pokazać babci jej miejsce w społeczeństwie i odpłacił jej pięknym za nadobne. Wydając z siebie dziki okrzyk (wydaje mi się, że coś typu This is Spartaaaa!) zaatakowały klientkę naszego sklepu, sprowadzając ją do parteru. Babcia była zdruzgotana. Dosłownie. No może lekko przesadzam, ale się trochę poobijała, narobiła trochę zbędnego szumu, potem wyszła.
Nic nie cieszy w życiu bardziej niż te małe radości ;)

Brak komentarzy: