Bycie odpowiedzialnym za realizacje własnych planów jest niesamowicie frustrujące. Głównie, bo nie ma na kogo zrzucić winy, gdy coś nie idzie. Przykładowo, zapragnąłem niedawno napisać krótkie opowiadanie w stylu Terry'ego Pratchetta. Opowieść o wybrańcu, który ratuje typowy świat fantasy przed zakusami Władcy Wszechzła, stworzenia zrodzonego z głębokiej ciemności, ściganego przez średniowieczny odpowiednik fiskusa, gdyż odmawia płacenia podatków.
Wszystko ładnie sobie rozplanowałem, osobowości bohaterów nakreśliłem, po czym zacząłem pisać. Już od dwóch tygodni nie potrafię wyjść poza krawędź pierwszej kartki.