Dziś powrót do przeszłości. Do czasów, kiedy moją jedyną miłością był amerykański rock.
Nie do aż tak dawnych, że wisiało mi co leci z głośników, ważne, żeby miało gitary, ale do czasów, kiedy odkryłem, że nie każdy zespół rockowy podąża tym samym, przetartym już szlakiem; że istnieją muzycy, którzy szukają swojego brzmienia i nie boją się eksperymentować, zamiast kopiować muzykę i styl innych.
Nie, to nie oznacza, że ze Zbychem dostaliśmy pierdolca i puścimy wam Mansona ;) Kawałkiem polecanym na przełom dnia dzisiejszego i jutra jest "Like a Drug", nagrany przez muzyków Queens of the Stone Age. Nie znajdziecie go na albumach tegoż zespołu z prostej przyczyny. Został nagrany na potrzeby Desert Sessions. Jest to projekt poboczny Josha Homme'a, lidera QOTSA, który mniej więcej polega na tym, że Josh zabiera klilku swoich kumpli do studia, zaprasza parę znanych osobistości na gościnne występy, chlają, dobrze się bawią i czasem zdarza im się coś nagrać.
Bez żadnych terminów, żadnych kontraktów, po prostu zabawa w tworzenie muzyki.
Śpiewać pod prysznicam polecam, tak żeby było zgodnie z dzisiejszą tematyką, The Troggs, rok 1966, ich jedyny hit, który wszyscy znają, Wild Thing.
Mniej ciekawa część bloga:
Nic się raczej nie zmieniło, choć mogę powiedzieć, że udało mi się wyzdrowieć niemalże kompletnie. Stres dalej mnie męczy, nie wiem co z moim licencjatem, nie mam żadnych materiałów na zbliżające się egzaminy, rodzice mnie ponaglają w wyborze kolejnego stadium mojej nauki etc. Ogólnie dziś miałem dość miły wieczór, spędzony na oglądaniu kilku epizodów drugiego sezonu Dextera. No w zasadzie tyle. Nie każdego dnia dzieje się coś ekscytującego, czego właśnie zazdroszczę bohaterom większości filmów i seriali. Jak i tego, że prawdziwe życie nie ma ścieżki dźwiękowej. Ale może przesadzam, może powinienem się cieszyć z tego powodu. Znając moje szczęście autorem muzyki do mojego życia byłby pewnie Michał Wiśniewski w duecie z Marylą Rodowicz i z Tercetem Egzotycznym w roli chórka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz