10 czerwca, 2008

House of Cards

Uznałem, że należy zająć twardą pozycję i nie dać sobie dłużej pluć do zupy. To tak a propos tej informacji, o której piszę w poprzednim wpisie. Dzięki temu sprawę tą uważam za zamkniętą i mogę wrócić do weselszych rzeczy.
Zbyszek dalej nie w sosie, myśli, że osobie, która była, w gruncie rzeczy, odpowiedzialna za mój niezbyt radosny stan, powinienem nabluzgać prosto w twarz i powiedzieć, że wszystkie orgazmy udawałem, w związku z tym zaproponował dynamiczną i err...egzotyczną nutę - The Pillows - "I Think I Can".
Dla mnie ten dzień upłynął pod znakiem piosenki Perry'ego Como - Magic Moments. Wersja troszkę rozszerzona o przedmowę Johnny'ego Deppa, bo pochodzi z soundtracku do Fear & Loathing in Las Vegas.
Moje życie jest, na chwilę obecną, nudne. Cisza przed burzą niestety. Zaraz się zaczną zabawy z egzaminami, obronami i innymi takimi.
Z innych wiadomości. Przybył do mnie w końcu Splinter Cell: Double Agent, na którego musiałem czekać cały pieprzony tydzień, bo listonoszom zachciało się strajku. Nie żebym miał coś przeciwko strajkom listonoszy czy jakiejkolwiek innej grupy; prawdę mówiąc popieram każdą formę wywierania nacisku na rządzących, ale kurwa mać, musieli teraz, kiedy jeszcze mam 4 przesyłki w kolejce? Wracając do SC:DA, kiedyś nie rozumiałem całej krytyki jaka spadła na ten tytuł, ale po zagraniu uważam, że UbiSoft spierdolił sprawę, pod względem przygotowania konwersji pecetowej. Grę uruchomiłem dopiero po aktualizacji do wersji 1.0.2, przedtem witał mnie czarny ekran śmierci. Musiałem zrezygniować z grafiki next gen'owej, bo inaczej straciłbym pół życia w oczekiwaniu na załadowanie się poziomu treningowego.
Jestem jak na razie po pierwszym poziomie, więc nie odważę się po tak krótkim czasie ocenić tej gry, ale na daną chwilę stwierdzam, że ciekawie się zapowiada, lecz nie dorasta do pięt poprzedniej części.

Brak komentarzy: