27 sierpnia, 2008

Nieznane są wyroki Windowsa.

Uzupełnienie dnia wczorajszego:
Nie ma to jak wrócić zmęczonym i spracowanym do domu, z chęcią relaksu. Jako początkujący użytkownik pióra, za którego się uważam, formą odpoczynku dla mnie jest pisanie. Wczoraj chciałem zakończyć moje opowiadanie, o nazwie roboczej "Jednorożec", na którego koncept wpadłem pewnego mrocznego, jesiennego dnia w roku 2007 jeszcze. Wtedy czasu nie miałem niestety, by pomysł ten rozwinąć. Ostro zabrałem się za Jednorożca w czerwcu, jako przerywnik w czasie tworzenia licencjatu. W sierpniu trochę mój zapał przygasł, ale ostatecznie, do 24 sierpnia miałem 74 strony napisane i zbliżałem się do końca.
Wczoraj włączam komputer, uruchamiam plik tekstowy z zawartością owego opowiadania, a tam zamiast 74 stron mam 38...jak to powiedział znajomy, "nieznane są wyroki Windowsa".
Z pewnością dokończę ten projekt, w końcu niemal od roku siedzi mi w głowie, jednakże czy będzie równie dobre jak to, które planowałem? Jakby to wyjaśnić...wiem jaką historie mam w tym opowiadaniu przedstawić, jednak nie jestem pewien czy jakościowo będzie na tym samym poziomie co strony, które XP mi usunął. Kilka prawdziwych perełek dialogowych napisałem i wątpię bym potrafił je odtworzyć z pamięci...no nic, chuj z tym. Się zobaczy :)
Dziś jest piosenka z czasów, kiedy Michael Jackson był jeszcze czarny - Beat it. A ze zbigniewowych nowości - Wolf Parade z utworem Shine A Light.

Post wczorajszo - dzisiejszy.

Grimm przedstawia
ta-dadadada-ta-da
"POSZUKIWACZ"
Epicka opowieść o miłości i stracie. W obrazkach.














THE END
A w muzyce dziś mamy: The Stooges - I Wanna Be Your Dog. Ode mnie rzecz jasna.
A od ultramadafakera, przez rodzinę znanego jako Zbigniew, jest trochę easylisteningu w wykonaniu The Sea and Cake. Kawałek się zwie Two Dolphins.

24 sierpnia, 2008

Kocham ten nagły przypływ energii, po którym zawsze następuje dół.

Odnawianie mieszkania na Mokotowie wysysa ze mne życie. Śpie po 10 godzin, jem zdrowe i pełne witamin posiłki, potem męczę się koło 5-6 godzin, myjąc ściany, zrywając linoleum z podłóg, przesuwając badź demontując meble i malując pokoje. Zostaje ze mnie wrak człowieka po takim czymś. A to dopiero był drugi dzień! ...a może trzeci? Tak...chyba trzeci.
Btw. Wczoraj ukazała sie recenzja o której wcześniej wspomniałem, jednakże tak byłem zalatany, że nie miałem czasu o tym wielce ważnym wydarzeniu wspomnieć. Powrót do domu, sekundę później telefon od Sleepera i go! go! go! na browar. A propos wczoraj, Ostatni Sprawiedliwy jest znacznie gorszy od "Straży Przybocznej" oraz "Za Garść Dolarów" i to pomimo posiadania Bruce'a Willisa. To jest dopiero wyczyn ;) i bezpośredni link do tej recki zanim zapomnę:
http://www.rpg.bajtnet.pl/recenzja.php?kat=pc/N/nwn2mz/&str=nwn2mz.htm

Ledwie dwie strony mi tego w Wordzie wyszło, zazwyczaj 4-5 stron produkuję i potem muszę obcinać, bo Dżeju [JRK - przyp.red.] nie zgadza się na zamieszczenie tak długiego tekstu :) To pokazuje jak krucho z moją kreatywną myślą w chwili obecnej.
Zbigniew, widząc jak zapierdalam, śmieje mi się w twarz. Leniwy skurwiel. W muzyce wybrał znowuż coś mało znanego, oficjalnie twierdząc, że jest to jedna z najzajebistszych nut w dziejach świata (jak zwykle zresztą), ale coś podejrzewam, że po prostu chce pokazać wszytkim, iż znając niszowych wykonawców należy do jakiegoś elitarnego grona osób, czy coś w tym kurwa stylu. Tym razem jest to Fugazi - Epic Problem [tak, wiem, że ma to z 7 lat. Co z tego? I tak jest zajebiste - przyp. Zbych]. Moja osoba wrzuca zaś dobrze znaną nutę - Creedence Clearwater Revival - Proud Mary.
No, może z nazwy nie jest znana, ale jak tylko refren uderzy to będziecie wiedzieć co to za piosenka ;)

21 sierpnia, 2008

Flaki, bez oleju.

Nuda mnie zabija. Tak bardzo nie mam co robić, że biorę się do jednego zajęcia, nie kończę go, bo zdąży mi się w między czasie znudzić, a już zaczynam drugie.
Pierwszego Baldur's Gate przeszedłem, fajnie było w to pograć po tylu latach, wspomnienia wróciły, nostalgia uderzyła do głowy etc.
Drugiego jednak jedynie lekko dotknąłem i juz straciłem ochotę by w niego grać. Widać zbyt często w niego niegdyś się bawiłem.
Wziąłem się zatem za Neverwinter Nights 1 i 2. Zobaczymy na jak długo mi one starczą.
Maska Zdrajcy, dodatek do NWN 2, została przeze mnie opisana i oceniona, jednak jeszcze na JRK's RPGs recenzja moja się nie pojawiła. Oczywiście, jak tylko zostanie zamieszczona, to nie omieszkam się pochwalić na blogu o tym ;)
Front muzyczny przedstawia się następująco:
Kyuss - Catamaran. Ode mnie. By lud mógł poznać początki Stoner Rocka ;)
Tim Hecker - Spring Heeled Jack Flies Tonight. Od razu mówię, że łatwej muzyki ten człowiek nie robi. Instrumentalna, elektroniczna i mroczna. Jak zwykle, polecam cały album, bo takie pojedyńcze utwory wydają się być zdaniami wyrwanymi z kontekstu.

17 sierpnia, 2008

Labirynty umysłu mgłą siną spowite.

Cisza spowodowana, jak zwykle, brakiem interesujących zajęć.
Zdarzyło mi się obejrzeć hiszpański horror "Rec", który amerykanie już remakują jako "Quarantine". Całkiem niezły powiem szczerze. Pierwszy od dawna tego typu film, który wywołał u mnie stres na pograniczu strachu. Aż żałuję, że tego w kinie nie widziałem.
No i komórę sobie wymieniłem. Oczywiście, zanim to się stało to "fachowcy" z salonu plusa, traktując mnie jak bezmózgiego debila, wyjaśniać próbowali wszystkie funkcje telefonu, w sposób niezywykle łopatologiczny. Z uprzejmości starałem się im nie przeszkadzać w tym procederze.
Dziś z ojcem sprzątaliśmy w mieszkaniu na Mokotowie. Te co bardziej wtajemniczone w mój żywot osoby, wiedzą, że babcia mi zmarła jakieś pół roku temu. Tato mój, wraz z wujkiem odziedziczyli, ale wujek się zrzekł praw do tego mieszkania, bo to zapijaczona morda jest i nie wiedziałby nawet co z nim zrobić. Wujek, który mieszkał z babcią w tym miejscu, wyprowadził się już, nowe lokum znaleźć i kupić musiał mu mój starszy. Teraz mieszkanie mokotowskie trzeba odnowić i oczyścić, a że w kilku ostatnich miesiącach życia swego moja babcia nie dbała o porządek, to zadanie jest dosyć trudne.
Podłogi przesiąkniętę smrodem nieczystości kocich, kołtuny kurzu w każdym zakamarku, wszechobecne rupiecie, które trzymane były przez babcię, a potem przez wujka, nie wiadomo w jakim celu...jak mówiłem, piknik to to nie jest.
Odkopałem ponadto dylogię Baldur's Gate. Powiem szczerze, że pomimo tego, iż jedna gra ma lat dziesięć, a druga osiem, to całkiem przyjemnie mi się w nie pogrywa. Mass Effect jest jak na razie na wstrzymaniu.
Zbigniew, uznając, że w chwili obecnej żadna nowa muzyka mu się nie podoba, to zaproponował wrzucenie piosenki, prawdopodobnie nieistniejącego już, Blura z płyty Think Tank (rok 2003 chyba) - Good Song. A moja skromna osoba poleca na dziś jeden z popularniejszych utworów roku 1972 - Ventura Highway zespołu America.

13 sierpnia, 2008

The Dark Knight = The Shit.

Krótka piłka. The Dark Knight = The Shit.
Trwa co prawda o jakieś pół godziny za długo i za mało czasu ekranowego dostają najciekawsze postacie, czytaj złoczyńcy, ale i tak, jest to, jak na razie, najlepszy film o Batmanie jaki powstał oraz jest to jedna z najlepszych ekranizacji komiksu, w sensie ogólnym.
A najważniejsze, że w przeciwieństwie do Batman Begins, Mroczny Rycerz ma znakomitych, szalonych i wyrazistych bohaterów negatywnych. Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale Heath Ledger kopie dupę Nicholsona. Serio. O ile Jack grał klauna o złych intencjach, w burtonowskiej wersji Batmana, to Ledger jest czystą, nieokiełznaną siłą chaosu. Chociażby dla niego warto ten film obejrzeć.
Czy wspominałem już, że największym osiągnięciem tegoż obrazu jest sposób pokazania czarnych charakterów? A...chyba tak. I chuj wziął krótką piłkę.
I jeszcze rzec chciałem, iż Christopher Nolan rządzi. Po Memento wiedziałem, że ten człowiek umie robić filmy, teraz tylko potwierdza moje podejrzenia, że jest jednym z najlepszych reżyserów w Hollywood obecnie.
Zbigniew zasugerował wstawić muzyczkę z The Dark Knight, ale ponieważ większość nut jest zrecyklowana z Batman Begins (po raz kolejny Hans Zimmer pokazuje, że coraz częściej brak mu świeżych pomysłów) to zrezygnowałem z tego konceptu. Jak zwykle będzie zatem, a więc, ode mnie klasyk - Ray Charles ze swoim ultrahitem, który z pewnością zna każdy z genialnej serii Bravo Hits czy innych, wielce szanowanych przeze mnie składanek, I Can't Stop Loving You. A od Zbycha będzie Burial - Archangel.

12 sierpnia, 2008

Dekoncentracja.

Więc jaki mamy dziś dzień? Wtorek? Środa? Od kiedy pamiętam miałem trudność z rozpoznawaniem tych dni. Obydwa są nudne jak chuj i wydają się ciągnąć bez końca.
Poniedziałków prawdziwie nienawidzę, ale one są łatwo rozpoznawalne.
Jak tylko się taki poniedziałek zaczyna to od razu wiem, że mam przesrane na cały tydzień. Wręcz mogę z rana usłyszeć szept o treści: "Piątek ci teraz nie pomoże, dziwko. I pamiętaj, że I'll be back. Jak Schwarzenneger kurwa albo komuniści."
O ile owy poniedziałek jest niesamowicie denerwujący, posiadam doń szczyptę szacunku (mam tak w życiu, że nabieram szacunku do rzeczy, które potrafią skopać mi dupę raz na jakiś czas). Natomiast taki wtorek i środa szargają dobre imię tygodnia, powinniśmy je ubić i (przeżywając czwartek z zaciśniętymi zwieraczami) od razu przejść do weekendu. Rzekłem.
A w programie muzycznym na dziś, mamy Beastie Boys - Sabotage (ode mnie) oraz The Knife - Silent Shout (od Zbigniewa)

09 sierpnia, 2008

Tako rzecze Animus.

Grimm spaceruje nocą po chłodnych, rozświetlonych neonami ulicach Warszawy. Łzy ciekną mu po policzkach. Kieruje kroki w stronę swego domu, po niezbyt udanej imprezie.
Dociera do drzwi, zakłada, że jego współlokatorzy już dawno śpią, więc rezygnuje z użycia dzwonka i wyjmuje klucze. Jak najdelikatniej jak tylko potrafi, wkłada jeden klucz po drugim do odpowiednich dziurek i przekręca, otwierając zamki. Wchodzi do środka, zamyka drzwi, zdejmuje buty i bezszelestnie przemyka przez przedpokój, trafiając do swego pokoju.
"SKURWYSYNU!" ktoś wrzasnął zza pleców Grimma, gdy ten zamykał drzwi swojej części mieszkania. Aż podskoczył ze strachu. Okazało się, że jego najbliższy towarzysz broni - Zbychu - czekał aż Grimm wróci ze wspomnianej imprezy, by usłyszeć jak jego koledze poszło.
"Tak szybko wróciłeś?" - zapytał ze zdziwiona miną Zbigniew.
"No." - rzucił od niechcenia Grimm.
Zaczął się bez słowa przebierać. Wyraźnie unikał spojrzenia w twarz swemu przyjacielowi.
Nie chciał rozmawiać o wieczorze, który uważał za kompletną poraszkę.
Jednak Zbychu naciskał.
"No, nie bądź taki. Powiedz co się stało, kurde."
To twarde stanowisko Zbycha zdruzgotało niechęć Grimma, z pewną nieśmiałością, ale jednak, zaczął opowiadać o swych żalach.
"Żadna kobieta nie chcę się ze mną związać." - wyznał Grimm.
"Próbowałem już chyba wszystkiego, od internetowych chatroomów, przez randki w ciemno, a na pijackich imprezach skończywszy." - spokojnym tonem, jednak z wyraźną nutą desperacji w głosie kontynuował.
"Po prostu nie ma kobiety, która byłaby zainteresowana chodzeniem ze mną." - w tym fragmencie głos mu już lekko zadrżał.
"Jestem zmęczony. Nie wiem co dalej robić." - skończył, spoglądając się na Zbigniewa, w oczekiwaniu jego reakcji.
Zbychu spojrzał na niego, pokiwał głową i ruszył do drzwi łączących pokój Grimma z przedpokojem. Chwycił klamkę, po czym odwrócił się do zmieszanego kumpla i krzyknął:
"Stałe związki są do dupy!"
"Bądź dziwką." - powiedział jeszcze, wychodząc z pokoju.
Animus poleca na dziś TV On the Radio - Wolf like me, a ja The Smiths - How Soon Is Now.
P.S. Wiem, trochę dziwnie dzisiaj, ale jakoś tak mnie naszło. I nie, to nie jest oparte na faktach z mojego życia. Jeno czysta fikcja literacka.

08 sierpnia, 2008

Numer 51.

Poprzedni post był moim 50, obecny jest 51, więc wytrzymałem w pisaniu bloga o jakieś 49 postów więcej niż początkowo zakładałem :)
Dziś krótko. W kinie byłem. Tytuł to Wall-E. Jest zajebisty. Jeden z najlepszych filmów animowanych w dziejach ludzkości. Idźta go obejrzeć.
Ponadto coś mi odpierdoliło i kupiłem se herbatkę odchudzającą. Specjalnie dla mężczyzny stworzona. Niezdatna do picia, chyba, że się posłodzi. Niewiele, tak jedną, może dwie zawartości cukierniczki.
Wrzucie wepchnąłem do gardła Wave of Mutilation (UK Surf, a więc ciut spokojniejsza i IMHO lepsza od wersji z Doolittle) autorstwa The Pixies, a Zbych wkopał jej w dupsko Flaming Lips - Are You A Hypnotist??

06 sierpnia, 2008

Nic mnie nie wkurza, kocham wszystkich ludzi.

Niestety tempo w tworzeniu bloga mi trochę siadło. Powodem jest, jak zwykle, mój brak pomysłów na jakąkolwiek interesującą treść. Chyba przez te leniwe dni, zmieniające się w leniwe noce...no, rozleniwiłem się ;)
Wczoraj imprezę miałem z ludźmi, z którymi niegdyś pracowałem. Inaczej. Imprezę z ludźmi z firmy, w której niegdyś pracowałem. Większość imprezowiczów była mi nieznana, osobiście znałem ledwie 4 osoby; ergo nie bawiłem się najlepiej. Do okolic godziny 21 jeszcze było znośnie, a potem alkohol się skończył i nikomu nie chciało się ruszyć by uzupełnić zapasy.
Zacząłem trzeźwieć.
W miarę jak dochodziłem do siebie to bardziej zwracałem uwagę na muzykę jaka grała (najgorszego rodzaju disco-polo), zacząłem naprawdę słuchać co mówią ludzie, gdy ze mną konwersują, przez co nawet jednemu osobnikowi powiedziałem coś w stylu "Twój potencjalny debilizm nie obliguje mnie do prowadzenia z tobą konwersacji."(tak, wudzia zawsze dodaje mi odwagi), za co pewnie bym w ryj dostał, gdyby z odsieczą nie przybył kumpel mówiąc żem jest najebany. W końcu, w okolicach 23, czwórka mych znajomych postanowiła opuścić pomieszczenie i udać się do domów, a więc ja również się z nimi zabrałem.
Podsumowując, jestem niepocieszony. Miałem nadzieję na coś lepszego.
Do słuchania dziś jest Thom Yorke z utworem Harrowdown Hill, niezwykle polityczny kawałek tak swoją drogą, ale co ja będę się pocił skoro na wikipedii jest ładny artykuł o tym :), a to od Zbyszka jest. Ja za to wrzuciłem The Spencer Davis Group - Gimme Some Lovin'.

02 sierpnia, 2008

Szczęście okazało się dziwką, a ja klientem bez portfela.

Dziś wyjątkowo długiego posta nie będzie. Łeb mnie niebotycznie boli od wczorajszego wieczora. Nie wiem dlaczego, wszak nic takiego nie robiłem. Żadnego alkoholu, zero umilaczy czasu, po prostu nic. Głowa wydaje mi się cięższa od reszty ciała i boję się, że jak się za bardzo nachylę to się przewrócę.
Przypomina mi to anegdotę o moim śp. dziadku, który pewnego wieczora najebał spirytusem, o poranku, jak się obudził poszedł do łazienki celem umycia się, kompletnie skacowany. Próbując się umyć w wannie stracił równowagę, walnął łysiną o dno i stracił przytomność. Spał sobie smacznie do wieczora, po czym moją babcię poinformował, że teraz głowa boli go bardziej niż jak wstał.
Z innych wieści, mam wrażenie, że wszyscy se pojechali gdzieś i się dobrze bawią, tylko ja zostałem w domu.
Na wrzucie dziś można znaleźć Kasabian - Club Foot oraz Anetha Franklin - Respect.