17 czerwca, 2008

Śmierć człowieka pracy.

Przeglądając rynsztokowe gazetki celem odstresowania się po wczorajszej nauce nie mogłem nie zauważyć, że celebritysy w polsce są do dupy. Ci ludzie są sławni tylko dlatego, bo są sławni. Nie mają jakiś wielkich umiejętności, nie potrafią dobrze śpiewać, ani grać na scenie czy przed kamerą. Niektórzy mają końskie mordy i nie potrafią skleić choćby jednego poprawnego zdania po polsku, z wyjątkiem może "Lubię zakupy!!!!!!!!1111jedenjeden". Cały swój status społeczny zawdzięczają temu, że pokazali ich w telewizji. Po prostu pokręcą tyłkiem jeżdżąc na lodzie dla 3 milionów widzów i tyle starczy. Tak niewiele trzeba, żeby znaleźć się w blasku reflektorów i mieć nieograniczony dostęp do procentów, strzykawek czy chętnych wagin.
Mają szczęście, skurwysyny.
Czego JA nie mam, a co ONI mają, że są tacy wyjątkowi?
Życie? Koneksje rodzinne? Znajomych, którzy ich wkręcili do branży?
Hmmm...może powinienem sobię sprawić choćby jedno z powyższych.
Aha i rzuciłem robotę w cholerę. Straszliwie ciężko było żegnać się z ludzmi, z którymi pracowało się rok (z dwumiesięczną przerwą). Szczególnie z niektórymi damami :/ Żyję nadzieją, że jeszcze może uda mi się kiedyś je upić ^_^
Enyłej, niech żyją wakacje! Tylko kurwa trzeba się jeszcze obronić.
A i dziś pod prysznicem znajdziecie mix Starsailorów - Four to the Floor autorstwa Soulsavers IMO lepsze o jakieś dwie klasy od oryginału (posłuchać można, na ten przykład, tutej: http://jojojojo23.wrzuta.pl/audio/8G1oju7SSy/starsailor_-_four_to_the_floor).
Który też zresztą jest w pytkę.
Zbyszek daje kolejny twór Amona Tobina - Ruthless (Reprise). Kurwać, ten człowiek uzupełnia mnie muzycznie. Gdybym miał kogokolwiek wskazać na autora soundtracku do ekranizacji życia mego, co z pewnością się stanie, to byłby to właśnie ten anglo - brazylyjczyk.

Brak komentarzy: