"Ale mam przejebane" myślałem jak tylko ich ujrzałem. Miałem wtedy włosy ciut dłuższe niż zazwyczaj i słuchałem buntowniczych zespołów gitarowych jak Nirvana czy Korn.
I rzeczywiście, było trochę nieprzyjemnych sytuacji, ale ostatecznie zostałem zaakceptowany. Wracając do treści snu mego, opowiadał on o ostatnim dniu tych kolonii. Jak się wracaliśmy do Warszawy. Się rzuciliśmy na ostatnie miejsca z zamiarem walenia wódy, ale jeden z hip hopowców się spóźnił na odjazd, więc wlazł do autokaru jako ostatni, w efekcie czego zabrakło dla niego miejsca i musiał usiąść na samym przedzie. Autokar ruszył, a wraz z nim, ta łysa pała ruszyła do nas. Do mnie mówiąc konkretnie. Usłyszałem, że jak się nie zamienię z nim na siedzenia to mi wpierdoli. Szukałem wsparcia i pomocy wśród reszty hip hopowców, ale ich oczy wyraźnie dały mi do zrozumienia, że wolą z tamtym pić.
Wtedy się zebrałem, poszedłem usiąść na samej szpicy autokaru, założyłem słuchawki na uszy ze swoją agresywną muzyką i stwierdziłem, że już z tymi kutasami nie chce mieć do czynienia. Na tym sen się skończył, natomiast co się potem w prawdziwym życiu działo? Na każdym postoju omijałem ich z daleka, a jak dojechaliśmy do Warszawy wziąłem swoje rzeczy i jak najszybciej pognałem do ojca mego, który po mnie się pofatygował.
Pamiętam jak mocno przeżyłem to odrzucenie od grupy. Nie chodzi o to, że z tej konkretnej. Tylko tak ogólnie. Jakby całe społeczeństwo nagle się mnie wyparło. Nie trzeba być Einsteinem, by domyślić się, że byłem wtedy smutny i wkurwiony. W jakiś cudowny sposób te uczucia wróciły do mnie dziś, jak całą sytuację sobie przyśniłem.
Morał?
Z braku lepszych propozycji :) W świecie muzyki niezbyt nowej, ale nadal w miarę świeżej mamy Air - "Surfing on a Rocket" od Zbigniewa. Pod prysznicem natomiast rozbrzmiewała piosenka zespołu, który każdy zna za "House of the Rising Sun", nie wiedząc, że mają i inne fajne nuty, jak na przykład dany przeze mnie "We Gotta Get Out Of This Place". Mowa rzecz jasna o The Animals.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz