Od poniedziałku powróciłem do swojej pracy. Jaka szkoda, że od wczoraj znów jestem na zwolnieniu ;) W biurze powitano mnie wręcz euforycznie, jak na możliwości białych kołnierzyków, czyli wszyscy z uśmiechem na ustach wyrażali nadzieję, że z moim wzrokiem wszystko już będzie w porządku, jednocześnie wpatrując się w moje źrenice, jakby oczekiwali tam znaleźć zwiastun drugiego zejścia Jezusa. Poniedziałek zakończył się bez większych atrakcji.
Wtorek natomiast spędziłem tworząc ultrapilną prezentację. Podczas tworzenia tego wiekopomnego dzieła dostałem ogromnego światłowstrętu, jakby dopiero co ktoś mi pociął oczy laserem. Pojawił się wraz z nim ból oczu i głowy. Musiałem odsunąć się od monitora, zamknąć swe receptory wzroku i założyć okulary przeciwsłoneczne (powered by Blues Brothers tm). Naczelnik, który właśnie wkroczył do naszego wydziału zauważył moje męki i się pyta co się dzieje. Po zdaniu relacji otrzymałem rozkaz wcześniejszego skończenia pracy w dniu dzisiejszym. Jeszcze poprosił ładnie, bym mu gałki oczne swoje pokazał, co chyba było błędem.
Wpierw wpatrywał się, jakby ujrzał bramy Królestwa Niebieskiego, a następnie zobaczył zaczerwienienie w moich ślepiach. Stał potem nade mną, pilnując, żebym zapisał się do lekarza.
Oczywiście potem wszyscy tą czerwoność widzieli nagle, co według mnie pokazuje jakie lizodupy ze mną pracują ;)
Zakończyłem prezentację o godzinie 13:00, a 5 minut później już do metra schodziłem. Kropli użyłem i światłowstręt przeszedł, ale i tak do kliniki się przejechałem. Pani doktor, przyjmując mnie między pacjentami, wysłuchała mej opowieści, wypisała zwolnienie do końca tygodnia i powiedziała, że nie wie dlaczego na obecnym etapie coś takiego mi się przytrafiło.
Mam teorię, że to przez stary monitor na jakim pracuję, jakiejś garażowej firmy, na oko rocznik 1996, taki, w którym jeszcze widać jak pasek odświeżania powoli przesuwa się po ekranie z góry na dół.
Innymi słowy, jeszcze się lenię ;)
Na wrzucie znaleźć można dziś:
Zbigniew po swych religijnych uniesieniach związanych z przesłuchiwaniem nowego albumu PJ Harvey, postanowił polecić "Black-Hearted Love", który śpiewa jego ulubienica w kolaboracji z niejakim Johnem Parishem.
Ja się postanowiłem podzielić tworem małego utalentowanego czarnucha, który w kilka lat się przemienił w starą, babę bez talentu - Jackson 5 i "I Want You Back".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz