21 lipca, 2008

W szklarni.

Tak jest. Nowy wpis. Po kilkudniowym odpoczynku od sieci powracam do (w miarę) regularnych aktualek.
W moim życiu zaszła jedna poważna zmiana, otóż wycięto mi pół paznokcia. Historia ta nie jest warta przytaczania, więc ograniczę się do powiedzenia, iż mam otwartą ranę na dużym palcu mej lewej nogi. Spokojnie, nie jest samotna. Sąsiadują jej szwy, które zamieszkały na jej obrzeżach, ponieważ lekarz nie potrafił się dostać do części wrastającej w moje ciało. Mam siedzieć w domu i nie nadwyrężać stopy do środy. Potem usłyszę werdykt, ile jeszcze mi zostało tego domowego aresztu, wraz z terminem usunięcia tych niechcianych lokatorów z mego palcowego apartamentu. A chwilowo siedzę na tyłku (chyba już odcisków dostaję) i czytam, oglądam filmy, pogrywam dalej w Fallouty, pełna kulturka czyli, ale już mi się nudzić zaczyna ;)
Prawdę mówiąc czuję się jak roślina w szklarni. Codzień o mnie dbają, mam ciepło, mam pożywienie, mam niezłe widoczki przez szybę, rozmawiają ze mną nie oczekując odpowiedzi, jestem uwięziony w jednym punkcie z niemożnością transportu, chyba, że ktoś mnie przeniesie. No może lekko przesadzam. Mogę chodzić, ale nie wolno mi stawiać palca na podłodze. Innymi słowy, na podłoże naciskam całą prawą stopą i tylko piętą lewej.
Tak czy inaczej, skończyłem swoją przygodę z opowiadaniami Edgara Allana Poe, ogólnie niezłe są. Były wybitne momenty jak "Serce - oskarżycielem", ale były też i takie przez które ledwo przebrnąłem jak "Król Dżumiec". W chwili obecnej, olewając moją listę "W kolejce", podjarany zwiastunem nadchodzącej ekranizacji komiksu Watchmen - Strażnicy, po raz wtóry usiadłem do jego lektury (muzyczka z tego teasera dostępna w dziale "inne" na moim profilu na wrzucie). Faktycznie jest to najlepszy komiks w dziejach, szczególnie rozdziały o Dr. Manhattanie oraz obecnym nad wami Rorschachu. Już mam za sobą 11 z 12 części, a następnym krokiem jest, w końcu, 450 stronicowi "Amerykańscy Bogowie" Gaimana. Tą pozycję chyba z rok będę czytać :)
Sprawy sercowe natomiast dalej znajdują się w stanie opłakanym. Wybranka mych uczuć, niestety, wolała innego. Z resztą nie dziwię się. Koleś zaproponował jej wakacje na lazurowym wybrzeżu. Za darmo. Człowiek ten jest ponoć nieziemsko napakowanym łysolem. Jest optymistą, który strzela żartami jak z karabinu maszynowego (kiepskimi, bo kiepskimi, ale jednak). To zawsze działa lepiej na kobiety niż przesiąknięty sarkazmem socjopata, który choć momentami uroczy i zabawny, to raczej nie nadaje się do życia. Ponadto, jej nowy chłopak robi w budownictwie, biznesie, który przeżywa prawdziwy renesans ostatnio, więc pieniędzy ma w bród. A ja w obecnej sytuacji jestem bez grosza przy duszy.
Aha, to jeszcze nic pewnego, ale być może od połowy sierpnia będę biurokratą na pełen etat. Wiecie, jednym z tych małych kółek, które kręcąc się umożliwiają istnienie systemu zniewalającego świat ;)
Rubryczkę Zbigniewa wypełnia dziś link do The Go! Team - Junior Kickstart (polecam teledysk), a ode mnie, do pluskania się, Tom Waits - Goin' Out West.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Oł je! Nowy wpis!:D Nareszcie:) Działaj, działaj, uzalezniłem sie od twoich złotych myśli:D