06 września, 2008

- She must have been beautiful with skin. - Weren't we all?

Przerwa w nadawaniu, po części z mojej winy, bom inspirację stracił, jak zwykle, a po części nie z mojej, bo ludzie z mego otoczenia zaczęli nagle potrzebować mojej pomocy. Niektórzy stali się dla mnie bardziej mili niż zwykłe, co oczywiście, wzbudza moje podejrzenia. No, ale wracając do...
Retrogaming Część III (części będzie pewnie 9, wiecie, potrójna trylogia)
Grim Fandango.

Grim Fandango był swego czasu prawdziwą rewolucją. Wydana w 1998 roku gra, była pierwszą w pełni trójwymiarową przygodówką, w dodatku była pierwszym produktem tego typu LucasArts'u, który nie korzystał z systemu SCUMM (3 pierwsze części Monkey Island o ten system były oparte czy też Full Throttle dla przykładu).

Rozgrywka typowo przygodówkowa, zaiste, nic oszałamiającego, jednak tematyka w jakiej Grim Fandango się porusza jest absolutnie niezwykła. W zainspirowanej czarnymi kryminałami (filmami noir), meksykańską mitologią oraz stylem art deco przygodzie wcielamy się w Manuela Calaverę. Niewiele wiadomo o jego życiu, jednak dokładnie wiadomo co się z nim stało po śmierci. W Krainie Umarłych, gdzie toczy się akcja Grim Fandango, Manny Calavera musi odkupić swe grzechy, które popełnił za życia, pracując w Departamencie Śmierci. Jego praca polega na pomaganiu nowo przybyłym w ich "czteroletniej wyprawie duszy", a konkretnie, na wysyłaniu ich w te podróże. Coś jak agent biura podróży.

Bardzo szybko jednak Manny znajdzie się w nieziemskich tarapatach, przez co zostanie wyrzucony ze swojej pracy, stanie na czele rewolucji i wybierze się w podróż, by ocalić tą jedną jedyną duszę, dzięki której być może trafi do Dziewiątego Podziemia, które jest celem wszystkich zmarłych dusz.

Grim Fandango ma wszystko, co wielka gra mieć powinna. Znakomitą jak na tamte czasy grafikę, niesamowite lokacje i świat (mamy tu doczyniena chyba ze szczytem kreatywności ludzkiej), przyjemną muzyczkę, inteligentną intrygę, wzmocnioną zabawnym dialogiem oraz świetną grę aktorów głosowych. Innymi słowy, perfekcja, gdyby nie dziadowskie sterowanie.
No i twarz Manny'ego robi mi za awatara gdzieniegdzie :)

Pikczyrsy:



Muzyka na dziś:

Zbyszek - Mogwai - Like Herod. Bo nie ma to jak ponad 11 minut gitarowego grania, bez żadnego wokalu, który by przeszkadzał w rozkoszowaniu się dźwiękami.

Ja - The Who - I Can't Explain. Bo ostatnio mnie na nich wzięło, na "My Generation" w szczególności, ale ten kawałek jest popularny do bólu i mam wrażenie, że co druga osoba posiadająca konto na wrzucie daje ten utwór.

Brak komentarzy: