Tak mnie naszło, podróżując dziś komunikacją miejską, aby zająć się tematem higieny, porzucając chwilowo metafizyczny bełkot i użalanie się nad sobą.
Jadąc autobusem lini 510, mój zmysł węchu doznał szoku. Nie tylko bezdomny się wtłoczył na koniec mego transportu, powodując, że pasażerowie natychmiastowo rzucili się na przód pojazdu, tym samym tworząc sytuację niebezpieczną, bo przeważyli przednią część autobusu (kto wie jak to mogło się skończyć!), ale również Szanownej Pani Starej babci stojącej obok mnie jebało czosnkiem z ryja.
Zima się zbliża, rozumiem, trzeba żreć by wzmocnić odporność organizmu, ale na wszechmogącego, czy po takim procederze nie można chociażby pożuć gumy albo tic-taca wziąć? Przecież to tylko dwie kalorie.
Podstawą funkcjonowania dzisiejszego społeczeństwa jest mycie się. Dbanie o higienę chroni przed chorobami i powoduje, że lepiej nam się wiedzie w życiu. Wszyscy to wiedzą, zostało to udowodnione naukowo, a reklamy nawet starają się nam to wbić młotkiem do głowy. A jednak, kurwa jego mać, mam wrażenie, że większość ludzkości ma tą kwestię głęboko w swoim nieumytym odbycie.
Starsze osoby jeszcze jakoś zniosę. Mieli ciężko w tym PRLu, na wszystkim oszczędzali, nie dziwota, że w dzisiejszych czasach koncept regularnego podmywania się do nich niedociera. Starają się nie używać przyborów do mycia zębów zbyt często, bo jeszcze się szczoteczka "stępi" czy pasta się skończy i, broń boże, trzeba będzie kupić nową.
Tych pokurczowatych skurwieli, w mowie potocznej zwanymi dziećmi, również potrafię zrozumieć, w końcu nie myjąc się zyskują prestiż wśród swoich rówiesników.
Natomiast, mój umysł za cholerę nie może pojąć, jak to możliwe, że typowy człowiek dwudziestoparoletni, ma oddech porównywalny ze smrodem rozkładającego się szczura? Moczem zalewają płatki kukurydziane na śniadanie, czy jak?
No ja pierdole, tak trudno przed wyjściem z domu spędzić te dwie minuty szczotkując zęby? Tak trudno odświeżyć sobie oddech podczas dnia jakimś orbitem?
Ponadto powszechnie akceptowane jest mycie się raz dziennie. Jakim. Kurwa. Cudem?
Kiedy to się stało? Ja wiem, że polskie społeczeństwo zaadaptowało, wspomniany już, styl "oszczędny", z tej racji w większości domów kąpiel bierze się raz w tygodniu, całą rodziną najlepiej, gdzie się wchodzi do wanny do jednej czwartej zapełnionej wodą po kolei, zgodnie z zasadą starszeństwa, ale do chuja, nie mieszkamy w Afryce, gdzie o studnię na środku pustyni mordują się czternastoletnie czarnuchy. Nawet szybki prysznic z rana i tak podstawowa czynność, jak zmiana gaci spowoduje, że nie będzie od nas jebać. A może w tym wszystkim chodzi o to, że człowiek się naoglądał amerykańskich filmów o więzieniach i zwyczajnie boi się dotykać mydła, nie mówiąc o jego podnoszeniu, a widok strumienia wody, wydobywającej się z główki prysznica powoduje odruch zaciśnięcia pośladków i wycofanie się z łazienki? Dziś wyjątkowo, podwójne uderzenie Sonic Youth. Zbych zapodał ich przebój z "Daydream Nation" z 1988 - "Hey Joni". A ja wrzuciłem z "Rather Ripped" (rok 2006) - "Incinerate". To przyjemnej i CZYSTEJ nocy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz