"Jakby mój czas dobiegał końca."
"Jakby grzebano mnie żywcem."
^Wyrwane z kontekstu słowa spisane przez Chucka Palahniuka w "Udław się". Dokładnie obrazują to jak się czuję za każdym razem, gdy zbliża się nowy rok, albo moje urodziny. Po co cieszyć się z okazji mijającego czasu i faktu, że z każdym oddechem zbliżamy się do końca drogi?
Nieco może i fatalistyczne, ale od kiedy skończyłem liceum to zawsze mnie owe myśli nachodzą na kilka dni przed tym jak mi się przypomina jak stary już jestem, i w zasadzie powinienem już się czymś na poważnie zająć w życiu oraz gdy szykuję się do wymiany kalendarza ściennego.
Oczywiście zaraz potem zalewam się w trupa i przypominam sobie, że to tylko takie filozoficzne popierdułki, którymi nie należy się przejmować, bo kto wie, czy przypadkiem po drugiej stronie, o ile ona istnieje, nie jest przypadkiem lepiej.
No, tak czy owak, szczęśliwego nowego roku :)
i tak btw. dziś update partyzancki. Nadaję z pracy ;) Jest to kolejny akt mojej walki z biurokratycznym systemem. Wcześniej udanie zsabotowałem odbiornik radiowy, w taki sposób, by nie nadawał Radia Eski.
Co prawda zwycięstwo pod tym względem było połowiczne, bo teraz z głośników wykrzykuje disco italiano z lat 80, czyli Radio Złote Przeboje, no, ale nie od razu Rzym zbudowano. Od czegoś walkę o wyzwolenia dusz z mojego wydziału z tego letargu biurowego trzeba zacząć :)
A, muzyka. Wczoraj wgrana, w czasie operacji nocnych.
Santogold - "Lights Out". Generalnie, bardzo miłe zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że jej album mi się spodoba. W zasadzie mi się nie podoba za wyjątkiem tego numeru i "L.E.S Artistes", ale i tak, to o dwa więcej niż się spodziewałem.
Dead Kennedys - "Holiday In Cambodia" w klasyce. Rozpierdala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz