Po zastraszającej liczbie dwóch pozytywnych wpisów, wracam do bycia zgryźliwym tetrykiem. Tak też bywa. Cóż, wszystko się kiedyś kończy.
A powód? Fallout 3.
W końcu "dojrzałem" na tyle, by tą grę ocenić w miarę obiektywnie, nie kierując się emocjami, nostalgią i tym całym innym gównem, jakie mają na człeka wpływ, gdy opisuje kontynuację rzeczy, która go ukształtowała za młodu.
Od razu mówię, że nie będę o tym tytule pisał w samych superlatywach, jak kwiat "profesjonalnego" polskiego dziennikarstwa, czyli redaktorzy z CDA czy Playa, którzy ekscytują się byle czym, z byle powodu i wytryskują hasłami "gra roku" zanim w ogóle dojdą do podsumowania.
A zresztą, powyższe zdanie można zastosować do wszystkich większych premier, jakie miały miejsce w ostatnich latach. Takie czasy, teraz albo wszystko jest przezajebiste, albo do dupy. Ale w większości przezajebiste. Przynajmniej jeśli o gry chodzi. W typowym magazynie, nie ograniczając się tylko do kraju naszego mamy kilka recenzji, w których oceniający piszą, że "oto mamy murowanego kandydata do tytułu roku" i stawiają "8-9/10", mamy niewielką ilość gier ocenionych na średnie ("5-7") i jeden - dwa tytuły słabe ("1-4").
Żeby nie być gołosłownym - listopadowy CDA ma 7 recenzji opisujących "gry roku" (w tym Fallout 3 - rpg roku, Dead Space - horror roku, PES 2009 - sportowa roku, Red Alert 3 - strategia roku i Pure - wyścigi roku), cztery recenzje produktów średnich i jedną grę skrajnie złą. I tak co miesiąc.
Z czego to wynika? Z niekompetencji? Z przechodzenia gier "na szybko", tak, że ocenia się tylko "pierwsze wrażenie"? Z nieumiejętności zrozumienia, że oceny 8-9 powinno dawać się tytułom prawdziwie wyjątkowym, a żeby gra była godna oceny "10" to sam Jezus powinien ją zarekomendować i powiedzieć "oto ciało moje, grajcie i cieszcie się" przy akompaniamencie chórów anielskich? A może po prostu recenzenci chcą się przypodobać wydawcom, żeby otrzymywać od nich jakieś "prezenty"? A może wszystko na raz?
Co tłumaczy zapotrzebowanie na krytyków pokroju Yahtzee'go, który nieco przejaskrawia negatywne aspekty gier, po czym z tych wad się nabija.
Ten trend do przesadzania i nadmiernym podniecaniem się danym tytułem skutecznie mnie odstraszył od zakupów pism o grach dla recenzji i tekstów. Teraz kupuje tylko dla dodatków.
Tyle słowem wstępu, teraz zdań kilka na temat Fallout 3 :)
Nie jest zły.
Co prawda moi "współzałoganci" z JRK's RPGs pastwią się nad tym tytułem bezlitośnie, wskazując na każde, nawet najdrobniejsze niedociągnięcie i pisząc jak ta trójka w nazwie jest szczytem bezczelności ze strony Bethesdy, hańbą etc., ale moje zdanie w tej materii jest nieco inne. To znaczy, zgadzam się ze wszystkim co napisali, jeśli chodzi o wady, czyli beznadziejna główna oś fabularna, nędzne dialogi, żałosna końcówka, świat gry czasem wręcz bijący swoją bezsensownością, czy niedopracowana walka, ale nie pozwólmy, żeby te minusy przysłoniły nam plusy. Rewelacyjny jest tutorial, znakomita jest eksploracja terenu, Schronów w szczególności, no i V.A.T.S, pomimo swojej powtarzającej się natury, daje dużo radochy. Czyli mamy taką sobie gierkę, która mogłaby być znacznie lepsza, gdyby tylko usiąść i przemyśleć pewne sprawy.
Aha, i ja najchętniej ukrzyżowałbym pana Todda Howarda za to, że tuż przed premierą pierdolił o ponad dwustu zakończeniach, a ostatecznie jest jedno, z trzema wariacjami. Nie polecam, ani nie odmawiam do kupna/kradzieży/czegoś innego. W ogóle do niczego nie namawiam.
Z innych wieści, ostro się za Palahniuka wziąłem. "Udław się" właśnie przerabiam, a "Dziennik" już na mnie czeka. I jeszcze doczytałem do końca "Rzeźnię numer 5" Vonneguta zanim się znowu poddałem palahniukowemu nihilizmowi, co mnie cieszy, bo przynajmniej o jedną rzecz niedokończoną mniej na liście, na której jak na razie jest "Ronin" Millera i "Amerykańscy Bogowie" Gaimana.
I po tej całej katordze związanej z przygotowaniem się do egzaminu z prawa gospodarczego (poszło nieźle, dziękuję, że pytacie) okazało się, że za dwa tygodnie mam 3 kolejne zerówki. Super.
A, zapomniałbym, muzyczka.
Deerhunter - "Nothing Ever Happened", od Zbigniewa. Nie wiele wiem o tym zespole, ale ponoć głowa stojąca za nim to wielki kumpel Reznora.
Otis Redding - "(Sittin' On) The Dock Of The Bay". W prysznicowej klasyce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz