01 września, 2011

Ustka - piwko naprzeciwko.

Kolejny dzień walki z systemem. Zezwalanie na to, żeby robił ze mną co zechce, dokładnie mówiąc. Przed wyjazdem do Ustki dostałem info od swojego dziekanatu, że kierowniczka studiów nie poinformowała studentów o obowiązku wyboru dodatkowego wykładu na zeszły semestr. Za ten przedmiot przysługują dwa punkty ECTS. I tych dwóch punktów, jak się okazuje, brakuje wszystkim studentom na moim roku. Nawet tym, którzy zdążyli już się obronić. 

Sprawę olałem, bo magisterka, wakacje etc. Teraz wróciłem do kwestii. Przejrzałem dyskusję na forum mojego kierunku, niektórzy rzucali kurwami tu i ówdzie, zapowiadali, że spalą tą głupią budę i z postów wynikało, że planowali ukrzyżować rządzącą nami panią magister. Widziałem się z nią dzisiaj, więc raczej do tego nie doszło. Chyba, że jest bardziej wytrzymała niż Jezus. Poszła nam na rękę, szczęśliwie. Zaliczenie dodatkowego przedmiotu, który wybrała za nas, polegało na napisaniu eseju na dowolny temat związany z migracjami, 3 - 5 stron. Banał. Jednakże jest to kolejne ustępstwo społeczeństwa wobec błędu systemu. Pozwalamy, żeby rząd deregulował OFE, okradając nas z oszczędności; żeby spekulanci podnosili kurs franka, przez co spłacić kredytu się nie da; nie panikujemy, gdy w debacie telewizyjnej uczestniczy tylko dwóch przedstawicieli partii, w dodatku będących w koalicji rządzącej; a teraz to. Nie powinniśmy się na to godzić, nie w demokracji. Tu trzeba rewolty.
  
Ale wracając do wakacji.

Dzień 4.

Zgodnie z tradycją, wpierw było śniadanie, potem plaża, powrót na obiad i wycieczka do sklepu, po której życie zamarło. Wtedy najczęściej cała rodzina kładła się do snu, w oczekiwaniu na kolację. Po ostatnim posiłku natomiast, siedząc na werandzie i paląc papierosa, moi rodzice filozofowali. Sąsiedzi jadą do Ustki samochodem, zaczynała moja mama. Widzę, odpowiadał ojciec. Ponoć nocą to zupełnie inne miasto, dyskoteki są i zabawy, kontynuowała. No dobrze, ale my nie mamy samochodu, poza tym, jesteśmy za starzy, ucinał ojciec. Przynajmniej tak mu się wydawało. W zależności od nastroju mojej mamy, rozmowa przenosiła się na wolność jazdy gdziekolwiek i kiedykolwiek się chce, na wykorzystanie samochodu przy przeprowadzkach i remontach, na to, że obecność samochodu zachęciłaby mnie do zrobienia prawa jazdy, czy też w końcu na to, że nie są tacy starzy.

 Taka połać ziemi tam jest, bo lasy wycinają, pod nowe bloki.

Nowym elementem w moich codziennych rytuałach było smarowanie się. Kilka razy dziennie balsamowałem, kremowałem, a nawet nanosiłem piankę na skórę. Czerwieni zazdrościć mi mogli rdzenni Indianie. Byłem tak spalony, że czułem każdą nitkę łączącą tkaniny ubrania, które nosiłem. Zaczęła mi schodzić skóra. Potrzeba drapania się nie opuszczała mnie, nawet gdy darłem skórę do krwi. Z czasem nauczyłem się kontrolować, ale do końca wyjazdu swędzenie mnie nie opuszczało. Proces linienia trwa zresztą do dziś, niedawno widziałem postrzępioną skórę w okolicy kolana.


Na plażę zostałem wyciągnięty, bo w przeciwieństwie do siostry, czy ojca, matka nie stosowała taryfy ulgowej wobec mnie. Mocno nasmarowany, zakryty lepiej niż zakonnica, siedziałem sobie na leżaczku, czytając książkę. Czasem szalałem, zdejmowałem klapki i brodziłem w wodzie. Podczas tych chwil obserwowałem jak kamyczki zatopione na płyciznach lśniły w słońcu. Widziałem też sporo meduz, które dzieci brały w ręce, niosły do brzegu i zakopywały. W takich chwilach żałowałem, że nie mieszkam na Filipinach, gdzie meduzy zabijają 40 osób rocznie.

Moja siostra boi się insektów. Jeśli idąc spać wyda jej się, że słyszy trzepot skrzydeł, dajmy na to muchy, czy komara, nie zaśnie. Wstanie, zapali światło i zacznie szukać owada. Będzie szukać do skutku, co niekiedy oznacza nieprzespaną noc. Dlatego też tyle radości sprawiało mi przebywanie w łazience w naszym domku. Świadomość, że wszechobecne pajęczyny będą ją trzymać w szachu, nie będzie mogła się zbliżyć do żadnej ściany, wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Tego dnia, któryś z ośmionożnych wybrał się na wycieczkę na lustro w łazience. Ojciec został wezwany na interwencję, po krótkim krzyku mojej siostry. Uznał, że nie zabije pająka, bo to nasi przyjaciele. Zjadają szkodniki. Wziął go na swoje krzyżówki i wyrzucił na trawnik.


Mogłem się domyśleć intencji mojej matki po podjęciu przez nią tematu piwa, gdy wracaliśmy z plaży. Powiedziała, że może wyciągnąłbym ojca na browar, bo on raczej się wstydzi zaproponować. Odparłem, że przemyślę sprawę. Wydawała się być nieusatysfakcjonowana. Co nastąpiło po kolacji? Ojciec zaproponował piwo w ośrodkowym barze. Podejrzewam, że matka namówiła go, podczas filozoficznej sesji z papierosem.

Tuż przed moim ulubionym sklepem w Ustce.

Tym razem bar był otwarty. Wybór żałosny. Zamówiliśmy po Żywcu i wyszliśmy na ogródek piwny, z którego było widać trochę domków, boisko do siatkówki i plac zabaw. Zza domków wyłaniał się las, ściśle otaczający ośrodek. Nie lubię pić z rodziną, szczególnie z ojcem. Nie potrafimy szczerze i swobodnie ze sobą rozmawiać w tych rzadkich chwilach. Cholera, nigdy nie potrafiliśmy. Kiedyś ojciec powiedział mi, że wychowanie mojej siostry i mnie zostawił matce i babci. One miały jakąś wizję, w jaki sposób chcą nas ukształtować. On nie bardzo. Pamiętam, że nieźle się dogadywaliśmy jakoś do 3 czy 4 klasy podstawówki. Potem ojciec zaczął wracać do domu z pracy koło jedenastej wieczorem, zawsze pijany. Bywały okresy, kiedy ojca nie widziałem przez kilka dni z rzędu, mimo, że mieszkaliśmy razem. Gdy przecierałem oczy o poranku, on już wychodził do pracy. Gdy się kładłem, wracał. Najczęściej lekko wstawiony, rzadziej zataczający się, przewracający i śpiący w przedpokoju. Matka wówczas tłumaczyła mi, że tatuś ciężko pracuje, dlatego po nocy wraca. 

Nazwałem go głupim chujem po raz pierwszy, gdy miałem dwanaście lat. Mając trzynaście wdałem się z nim w bójkę. Wyszedł z tego trochę poobijany, a ja miałem rozwaloną wargę i okulary do naprawy. Kiedyś miałem mu za złe, że nie był bardziej obecny. Dziś staram się z nim dobrze żyć. Chociaż nasze relacje nie są bardzo bliskie, to jednak poprawiły się. Mimo to, nie potrafię się przy nim zrelaksować, opowiadać o swoich hobby, o tym co mnie ekscytuje, a co uważam za gówno. Najczęściej rozmawiamy o pracy i o przyszłości. Tak było też i tego dnia. Ojciec opowiadał mi, co może człowiek osiągnąć po studiach w dzisiejszym świecie. Opowiadał mi o tym, że nepotyzm i znajomości są najszybszymi drogami kariery. Opowiadał mi też, że jego zdaniem moja siostra, jeśli się postara, może dostanie rentę i nie będzie musiała pracować. Wystarczy dobrowolnie zgłosić się na badania psychiatryczne. Psychoza maniakalno - depresyjna jest uleczalna. Śmiał się, że tak wolno piwo piję, po czym zasugerował, że może coś bym sobie poderwał na tym wyjeździe.

Zdziwił się, gdy dowiedział się o moich ambicjach, wyjątkowo niskich, w jego opinii. Dotyczyły one zarówno kariery, jak i partnerki. Mężczyzna musi mieć babę na stałe, bo to świadectwo tego, że ktoś jest z nim w stanie wytrzymać dłużej, powiedział. Po czym dodał: Mężczyzna powinien być w stanie utrzymać rodzinę, a nie zajmować się tym, na co ma ochotę. I tu się różnimy, tato.

Potem obserwowaliśmy dzieci bawiące się na placu zabaw. Nie wiem, co jemu chodziło po głowie, ale ja tęskniłem za dzieciństwem. Zazdrościłem im. Właśnie przeżywają najszczęśliwsze chwile w swoim życiu i nawet o tym nie wiedzą.

Cdn.

Brak komentarzy: