13 września, 2011

Ustka - Osobista nemezis i pożegnania.

Witam, witam wszystkich zainteresowanych. Zbliżcie się. Ok, nie przejmujcie się tym stosem drewna, po prostu siadnijcie se wokół niego. Może być brudnawo, wiem, nie przejmujcie się. Proszę usiąść, tak, jasne, po wszystkim będą kiełbaski, pamiętaliście żeby przynieść własne trunki? Dobra, pozwólcie mi tylko przejść. Tylko rzucę ten notatnik na stos, o tak, i możemy zaczynać. Co? Nie, dym nie będzie rakotwórczy. Chociaż wie pan, nie wiadomo z czego teraz ten papier robią. Proszę zakrywać nos i usta, jakby co. Eeej! Zbychu! Dawaj podpałkę!

Skończmy to wreszcie.


Dzień 12.

Nic się nie działo tego dnia.

Naprawdę. Padał deszcz i wiatr wiał. Były posiłki, a między nimi sen. Spacer do Ustki - kolejny - też miał miejsce. Myśleliśmy o powrocie, więc wyprawa do miasta miała charakter zakupowy. Zresztą, jak każda inna. Szukaliśmy też pamiątek, ale wszędzie było takie samo badziewie. Jakieś muszelki plastikowe, aniołki, statki w butelkach i szereg jeszcze większych dupereli w postaci czapek i zapalniczek z napisem USTKA.


Po kolacji poszliśmy nad wodę, pożegnać się, tak na wszelki wypadek, gdyby ostatniego dnia również nie było pogody. Pomoczyliśmy stopy w morzu, pocykaliśmy zdjęcia, ot typowe turystyczne nawyki. 


Ciekawa rzecz zdarzyła się w nocy. Wstałem, bo miałem parcie na pęcherz, była, nie wiem, trzecia nad ranem? Jakoś tak. Po tym, jak zrobiłem, co musiałem, zauważyłem, że w pokoju bab paliło się światło. Siostra mnie przyuważyła i coś jęknęła, ale ja, nauczony doświadczeniem, udałem półprzytomnego i potoczyłem się do łóżka.

Dzień 13.

Rano dowiedziałem się, że siostrę nawiedził komar. Nie mogła go wykryć, więc przyczaiła się na niego i nasłuchiwała. Matkę obudziła niedługo po spotkaniu ze mną, jej reakcja była do przewidzenia. Między bluzgami rzucanymi zachrypłym i ospałym głosem, matka powiedziała siostrze, żeby zgasiła światło i poszła spać. Siostra wypełniła jedną z tych rzeczy. Następnie spędziła noc na czuwaniu. W przerwach między tym pasjonującym zajęciem, wyżarła zapasy, które kupiliśmy na wyjazd. Innymi słowy, nie była zbyt aktywna ostatniego dnia pobytu w Ustce.


Dalej pogoda nie rozpieszczała, temperatury późno jesienne, ale przynajmniej nie padało. Znów obijaliśmy się do obiadu, po czym wyruszyliśmy do sklepu w składzie ja - matka - ojciec. Wróciliśmy, zaczęliśmy się zwijać, a następnie, korzystając z tego, że słońce wyszło, poszliśmy na plażę.


Wytrzymałem z nimi jakieś pół godziny. Wolałem nie ściągać koszulki, a widok opalających się ludzi, w tym rodzicieli moich, wkurwiał mnie niezmiernie. Wpadłem na pomysł, że odwiedzę swoje ulubione miejsca w Ustce i po eksploruje to miasto, tak na pożegnanie. I mówiąc szczerze, towarzystwo zaczęło działać mi na nerwy. Starałem się wybierać ulice, w które wcześniej nie wchodziłem, tym samym odkryłem market Netto, który mile mi się kojarzył z poprzednich wakacji. Wysikałem się za dwa złote w oficjalnej toalecie miasta Ustka, po czym poszedłem na rybę.



Gdy wracałem plażą do ośrodka, już zacząłem tęsknić za tym miejscem.







Przed snem jeszcze baby mnie dorwały. Siostra chciała dowiedzieć się, jak wygląda laserowa operacja oczu. Po mojej opowieści uznała, że w sumie jest zadowolona ze swojego wzroku. Zainspirowało to jednak dyskusję na temat wszystkich moich wizyt w szpitalach. Matka zaczęła opowiadać o czasach mojej młodości i o wypadkach, które mi się przytrafiły. Między innymi: siostra upuściła mnie na podłogę, gdy miałem dwa latka; dwa czy trzy lata później, gdy ona prowadziła samochodzik, walnąłem nosem o deskę rozdzielczą; rozbujała mnie na huśtawce, tak że wypadłem i zaorałem ziemię podbródkiem. Ojciec z siostrą komentowali, że efekty tych zdarzeń widać dzisiaj. Żartownisie się znaleźli.

Konkluzją, według mnie, jest to, że za każde zło i krzywdę, jaka w życiu mnie spotkała, winna jest moja siostra.

Spać poszedłem dość późno, z zamiarem wyspania się w pociągu w dniu następnym.

Dzień 14 - powrót.


PS. Niedawno usłyszałem opinię Stephena Kinga, dotyczącą prowadzenia notatnika. Według niego, notatnik jest przekleństwem pisarza, ponieważ utrwala na papierze najgorsze pomysły. Tym samym jest zbędny. Najlepsze pomysły pozostają w głowie. Po eksperymencie z Ustką, stwierdzam, że chłop ma rację. 

Koncept spisania wydarzeń z wakacji narodził się z jednego zapisu w moim notatniku, który podczas pobytu w Ustce, był również pamiętnikiem. Od momentu, kiedy pomyślałem, żeby tutaj umieścić swoje biadolenia, zapisywałem w notatniku każdy detal mijających dni. Niepotrzebnie, bo to co najważniejsze z tego wyjazdu, zostało w pamięci. Gdybym na nowo spisał wspomnienia z Ustki, wyrzuciłbym 3/4 treści z notatnika, a tym samym z bloga, skupiając się na tym, co było najistotniejsze.

Podsumowując, było to bezcenne doświadczenie, sporo się nauczyłem i z większym zrozumieniem patrzę na ludzi, którzy celebrują turystyczne pamiątki. W postaci zdjęć, suwenirów, wspomnień etc. Choć wątpię, żebym powtórzył taką serię wpisów w przyszłości.



END.

Brak komentarzy: