Cholera wie. Gdy nabrałem ochoty napisać coś o Falloucie dla JRK's RPGs, miałem zamiar zrobić to w formie artykułu. Recenzja, myślałem, jest nie na miejscu, gdyż z tym tytułem się wychowałem.
Był jednym z pierwszych erpegów, których doświadczyłem. Był to pierwszy tytuł, który przeraził mnie ogromem możliwości i nieliniowością. Często jak zahipnotyzowany patrzyłem na punkcik prezentujący mnie na mapie świata, bojącego się ruszyć z miejsca, ze strachu przed nieznanym. I z niepewności, dokąd powinienem się udać. Wielokrotnie zaczynałem i porzucałem tą grę. Czasem z powodu niezadowolenia z wyborów w rozwoju postaci (Falloutowi zawdzięczam znajomość ze słownictwem typu "budowa" czy "metagaming"), wyborów dotyczących konkretnego zadania czy miasta, a przede wszystkim ze względu na NPCów. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby Dogmeat i Ian przetrwali do końca. Nigdy mi się to nie udało. Grając uczciwie, to znaczy.
cdn. niżej.
Z bardziej praktycznych rzeczy, pamiętam, że angielskiego przy nim się uczyłem. Co ważniejsze, zacząłem kwestionować moralność, kościół, intencje liderów i korporacji. Jak teraz o tym myślę, po raz ostatni w kościele na spowiedzi byłem w 1997 r., mniej więcej wtedy, gdy w Falloucie spotkałem Children of the Cathedral w Hubie. Taki był zamiar Tima Caina zresztą, jak odkryłem robiąc research przed pisaniem. W recenzji tego nie umieściłem, ale Fallout jest również komentarzem do naszej rzeczywistości z końca lat 90. Zwróćcie uwagę na to, że w Falloucie liderzy i rząd kłamią, wszechobecna korporacja Vault-Tec zarabia na ludzkim strachu, a niezmieniający się charakter wojny był ciągle podkreślany.
Co się działo podczas tworzenia gry? Prezydent Clinton był zamieszany w przekręty na rynku nieruchomościami, a pomimo tego został wybrany na reelekcję. Trwał konflikt w Bośni i na Kaukazie, obydwa wielce względne moralnie, gdzie zginęło więcej cywili niż rebeliantów. Korporacje zarabiają na strachu do dziś, całe Wall Street napędzane jest strachem spekulantów.
Ale się zapędzam. Wracając, z powyższych powodów nie chciałem pisać recenzji. To, że w końcu wyszło z tego coś na jej kształt, spowodowane jest moim brakiem umiejętności. Miał być artykuł, list miłosny do starych dziejów, retrospekcja, a wyszło jak zwykle. Potem siłowałem się z tym co napisałem kilka dni, wciskając bezkształtną masę w foremkę recenzji.
A napisałem takie rzeczy, jak:
"Spójrzcie chociażby na JRK’s RPGs. Fallout był jedną z pierwszych gier tu zrecenzowanych, prawie dziesięć lat temu. Zerknijcie na recenzje tytułów z serii, na ich ilość i długość. Zwróćcie uwagę w końcu na to, że Fallout był początkiem maratonów filmowych na stronie. Swoim istnieniem wpłynął na rozwój JRK’s RPGs, inspirując kolejnych załogantów do tworzenia."oraz:
"kiedy grałem w Fallouta po raz pierwszy, do białej gorączki doprowadzał mnie czas wczytywania gry. Szczególnie, gdy zapisywałem podczas walki, przed decydującym ruchem. Często zdarzało się, że akcja nie wypaliła. Zamiast tego przeciwnik stapiał mnie w kałużę, przypominającą wymiociny na chodniku przed klubem. Wówczas trzeba było zrobić load game, poczekać pięć minut lub więcej i mieć nadzieję, że sytuacja się nie powtórzy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz