Już od kilku tygodni, w okolicach północy, widzę dziewczę przechadzające się koło mojego bloku, z latarką w jednym ręku i z książką w drugim. Pomimo, że często zatrzymuje się pod latarniami, wygląda całkiem schludnie i zupełnie nie przypomina pań w futrach spod Marriottu.
Często zastanawiam się dlaczego chodzi po ulicach nocą. Może niepokój nie daje jej spać. Może widzi przyszłość jako destruktywną siłę, która rozrywa teraźniejszość i przeszłość, zostawiając po nich ledwie strzępy. Zupełnie jak ja.
To już byłby start do jakiejś rozmowy. Nawiązanie nowej znajomości.
Ciekawi mnie jaka jest jej historia, co dotychczas przeżyła i czy lubi szynkę z majonezem. Mmm, majonez. Ciekawe czy dopuszcza kogokolwiek w zasięg światła swojej latarki.
Aż pewnego wieczora zbieram się na odwagę, biorę duży wdech i ruszam za nią przez kręte żyły Warszawy.
- Hej! Co tam sobie czytasz? - rozpoczynam dość niezdarnie.
- "Alchemika" Paulo Coelho. Moja najukochańsza książka we wszechświecie! - zapiszczała czarnowłosa piękność.
Odwróciłem się i odszedłem bez słowa. I pomyśleć, że kiedyś ją kochałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz