08 grudnia, 2010

Biurowe rewelacje.

Od stycznia 2011 r. wracam w szeregi bezrobotnych. Znów będę mógł kręcić się bez celu po galeriach handlowych, nosić arafatkę wokół szyi, chodzić do kawiarni, żeby się napić substancji kawopodobnej za 15 zł i przechwalać się, jakim dzięki temu jestem światowcem.

Wybrałem takie rozwiązanie, gdyż nie chciałem zgodzić się na kolejny rok murzynowania. Dwa lata z płacą minimalną, na tym samym stanowisku, w zupełności mi starczą, dziękuję bardzo.

Choć w sumie to nie prawda. Pieniądze były pewnym czynnikiem, ale rezygnuję z innych powodów. Gdy podpisywałem poprzednią umowę, szefowie zobowiązali się do ulepszenia warunków pracy, zarówno moich, jak i współpracowników. Minął rok od tamtych rozmów i wszystko zostało po staremu, bez szans na zmiany. 
Rozmawiałem z nimi o całej sytuacji w zeszłym tygodniu i dałem kolejną szansę na przedstawienie oferty, ustalając deadline na początek obecnego tygodnia. Do negocjacji nad nową propozycją nie doszło, bo szefostwo nie miało czasu, przez tydzień, na przyjrzenie się bliżej mojej sytuacji.
Ponadto dowiedziałem się, że przełożeni, oficjalnie zawsze mnie chwaląc, po kryjomu obrabiali moje dupsko.

Nie dotrzymali obietnic, zachowywali się nieprofesjonalnie, niehonorowo i nieuczciwie. W sumie dlatego odchodzę.

Piszę o tym, bo wiążę się z tą sytuacją pewne osobiste odkrycie. Zawsze chciałem być zimnokrwistym najemnikiem, zmieniającym posady jak rękawiczki. Nie przywiązując się do niczego i nikogo, mieć wszystko w dupie, pierdolić wszystkich i skupiać się tylko na wykonaniu pracy. Jak Robert De Niro w Gorączce. 
Takie podejście jest receptą na udaną karierę. Lojalność, przywiązanie czy inne sentymenty to wartości przeterminowane, które nie mogą być brane pod uwagę przy decydowaniu o swojej przyszłości.

Cóż, wychodzi na to, że jestem sentymentalną cipą, bo mam problem z odejściem z chujowej pracy ze względu na ludzi, z którymi pracuje. I jeszcze w dodatku kieruje się jakimiś nic nieznaczącymi zasadami. Mam nadzieję, że z tego wyrosnę.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

hmm, z jednej strony, nie zrobiłeś źle. z takim szefostwem to odechciewa się pracować. jednakże z takim postanowieniem lepiej mieć coś w zanadrzu, plan B. ;) anyway, znam to uczucie gdy w pewnym sprawach trzymają tylko ludzie których się zna. ale ale, życzę szybkiego znalezienia lepszej roboty. :D

Grimm pisze...

Mam plan b - opieprzać się i żyć z zasiłku aż do zakończenia procesu edukacji :]

Choć w sumie liczę na to, że coś lepszego się trafi po nowym roku.