20 listopada, 2009

2012

Cóż, popisem filmowej maestrii bym tego nie nazwał. Co więcej, gdybym zapłacił za bilet to chyba bym żałował pieniędzy wydanych. Dobrze jednak, że należę do układu i kolesiostwa, zatem czasem mogę wejść na salę kinową za darmo.
No, ale dosyć o mnie.

2012 to typowa katastroficzna kicha do jakich Emmerich, Niemiec, który w swoje filmy więcej patosu wrzuca niż jakikolwiek reżyser amerykański, zdążył już nas wszystkich przyzwyczaić. W końcu robi tego typu filmy od 1996 roku. Mamy bardzo fajną rozpierduchę, istny rollercoaster, który trzyma w napięciu i bawi, kosztem realizmu oraz zdrowego rozsądku. Bohaterowie są, jak zwykle, piękni, głupi, z doskonałą fryzurą, cerą bez zmarszczek, białymi zębami i ciuchami prosto od designerów mody, niezależnie co się dzieje wierzą w ostateczny sukces oraz nigdy nie tracą nadziei. Nie widziałem choćby jednej osoby w całym filmie, która, pomimo tego, że jest świadkiem zagłady cywilizacji, zaczęła by rozpaczać. Nawet w godzinie śmierci postacie wydają się być pogodzone z wszechświatem i są szczęśliwi, że umierają z najbliższymi albo, że zaraz odwiedzą Jezusa w Królestwie Niebieskim.

Ciekawe, że jedyna postać, która myśli i zachowuje się roztropnie przez cały czas, wiedząc, że najważniejsze jest ocalenie ludzkości w sensie ogólnym, a nie zbawienie kilku nieistotnych jednostek, jest tutaj przedstawiona jako złoczyńca.

Generalnie przez 3/4 filmu jest ołkej, naprawdę. Sam się dziwiłem, że dobrze się bawię. Emmerich zrównoważył komedię (Woody Harrelson jako nawiedzony hipis i tłusty rusek to najlepsze co spotkało ten film), dramat i kompletną demolkę zdecydowanie lepiej niż w poprzednich swoich "dziełach", przez co na głupoty fabularne nie zwraca się uwagi. Niestety, potem następuję końcówka z tymi przeklętymi skośnookimi i Arkami. Efekty przestają zachwycać, kretynizm goni kretynizm, a patos wylewa się z ekranu hektolitrami. Ostatnie pół godziny doszczętnie niszczy całą radość, jaką ma człowiek z 2012.

Podsumowując, jeśli komuś się NAPRAWDĘ podobało się "Pojutrze", to z nowego hitu pana Rolanda wyjdzie zachwycony. W zasadzie to samo, ale tym razem z inną katastrofą naturalną w roli głównej.

A co do katastrof, jak dalej rozwinie się Emmerich? W jego filmach Ziemia była już rozwalana przez obcych (Dzień Niepodległości), zmutowane jaszczury (Godzilla), globalne ocieplenie, mróz, wodę, tornada (Pojutrze), a teraz przez podniesienie temperatury jądra ziemi, ruchy płyt tektonicznych, lawę i ponownie wodę. Aż ciężko przewidzieć co Roland zrobi, żeby się nie powtarzać.

Brak komentarzy: