Nareszcie, druga część. Przyznam, że idzie mi ciężej niż się spodziewałem. Myślałem, że przejście z konspektu gry do opowiadania będzie bardziej płynne i bezproblemowe. Musiałem sporo rzeczy pozmieniać, inne przemyśleć, ale chyba wyjdzie na lepsze. Części planuję jeszcze 2 lub 3, zależnie jak pisanie mi będzie szło.
Przy okazji, udanego dnia ziemi i dużo mięcha z okazji postu ;)
Zanim w dalszą podróż się udał, Kraft przypomniał sobie legendy, jakie zasłyszał podczas podróży, dotyczące Mglistej Skały, po czym natychmiast kucnął i zanurzył rękę. Zwyczajny piasek. Jedna z opowieści mówi o pladze robactwa, która przyszła wraz z mgłą i skonsumowała mieszkańców. Kraft uznał, że skoro jeden mit okazał się prawdą, reszta również może być realna. I tak poruszał się, wolno i ostrożnie, sprawdzając otoczenie co chwilę. Nic go nie zaatakowało, nie zjadło, nie zesłało do czeluści piekielnych ani nie pochwyciło do niebios, ale co najgorsze, nic nie wynurzyło się z mgły. Zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem jego szanse na przeżycie nie byłyby większe, gdyby wrócił na pole bitwy.
W końcu noc nastała, wraz z nią przyszedł chłód i Kraft zaczął żałować, że pozbył się płaszcza. Z trudem zasnął, choć sen miał niespokojny. Wrócił w nim do sporu z bratem i do trutki na szczury, którą zakupił w jej następstwie. Czuł zimno celi, w której czekał na wyrok, słyszał kroki zbliżających się strażników, widział jak kat ostrzy klingę swego miecza, i oddychał dymem z ognia, który trawił jego rodzinne miasto. Pachniało jak...jak...fasola? Był sobą zawiedziony, zazwyczaj śni o bardziej wyszukanym jadle.
Zbudził się niedługo potem. Był przykryty kocem, ognisko grzało mu stopy, a kruczowłosa kobieta nakładała papkę na półmisek z garnka wiszącego nad ogniem.
- Głodny? - spytała, nie odrywając wzroku od garnka z gotującą się fasolą.
- Bardzo. Jeśli mogę się spytać, kim jesteś? Nie jesteś mirażem, prawda?
Uśmiechnęła się lekko, wręczyła Kraftowi półmisek i przysiadła obok. Na imię miała Sela D'Or, i tak, istniała naprawdę. Kraft szybko przekonał się, że jest małomówna. Równie szybko odkrył dlaczego. Zawsze, gdy Sela się odzywała, wprowadzała atmosferę beznadziejności i zadumy. Jak kapłan, nawołujący do modlitwy, gdy wokół szaleje konflikt. Swoim delikatnym głosem uświadomiła mu sytuację, w jakiej się znalazł i podkreśliła, że gdyby nie wola Strouta, Kraft zginąłby na pustkowiu.
- Strout? - zapytał, przeżuwając fasolę.
- Nasz żywiciel i strażnik. Ojciec mgły. Przyszedł do mnie nocą i powiedział, że zamarzniesz, jeśli ci nie pomogę. Powiedział co mam uczynić i poprowadził mnie. Dostrzegł cię, Kraft. Uznał, że jesteś godzien, by zostać zbawionym.
Kraft rozmyślał nad tym dłuższą chwilę. Czy jak ją ogłuszy i pobiegnie w pierwszym lepszym kierunku, będzie miał szansę na przeżycie? I jeśli walnie ją rozgrzanym garnkiem, to czy jej nie sparzy? Szkoda ładnej buzi, mimo że lekko niezrównoważonej.
- Słuchaj dziewczę, jak ten cały Strout jest w stanie mnie dostrzec przez tę mgłę? Mówisz, że on ją stworzył? Legendy o Mglistej Skale krążą od dziesięcioleci, a odpowiedzialny za nią mag był już w kwiecie wieku, gdy obejmował urząd. Z pewnością zmarłby już, choćby ze starości.
Co Sela skwitowała zdziwieniem. Nazwę Mglista Skała pierwszy raz słyszy i z tego, co się orientuje, Strouta starzenie nie dotyczy. Widzi wszystko, gdyż jest panem tego miejsca. Co również, według niej, wyjaśnia, w jaki sposób potrafi tworzyć żywność z powietrza, jest w kilku miejscach jednocześnie, nawiedza sny, jak i szereg innych ciekawych umiejętności.
- Strout to nasz opiekun, bez niego nie przetrwalibyśmy w tym zapomnianym miejscu. Nie rozumiem, dlaczego musisz wątpić, skoro nawet go nie poznałeś.
- Racja, nie oznacza to jednak, że od razu stanę się wyznawcą.
Skończyli posiłek, Kraft postanowił wrócić do ostrożnego podejścia i przeprosił za swoje zachowanie, tłumacząc, że jest zdezorientowany i nie wie co myśleć o tym wszystkim. Chciał również opowiedzieć swoją historię, jednak Sela go uciszyła, mówiąc, że nie przystoi rozmawiać o takich rzeczach poza miastem. Nie była to najdziwniejsza rzecz, jaką dziś musiał przełknąć, więc wyrozumiale, siedział cicho. Spakowali się i ruszyli.
Ku zdumieniu Krafta, mgła rozwiała się przed Selą i zdołał ujrzeć kontury miasta. Ulga, jaka go ogarnęła na ten widok, w jego oczach w pełni usprawiedliwiała wcześniejszą decyzję o oddaniu się w ręce wariatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz