28 lutego, 2010

Maruder.

Cisza nastała, gdyż sesja wyprała mi mózg. Przyznam, że nigdy się tak nie uczyłem, jak obecnie. Nie wiem dlaczego, ale jakoś profesorowie mojej uczelni nienawidzą stawiać oceny dostatecznej. Wola postawić dwóję, z nadzieją, że student się lepiej nauczy na późniejszy termin, jasna cholera. Zatem to wcale nie jest tak, że truję dupę znajomym i w internetach, mówiąc jak mi ciężko, a tak naprawdę się opieprzam. Nie miałem książki, którą czytałbym dla przyjemności od tygodni. Podobnie z filmami i innymi przyjemnymi formami spędzania czasu.

Ale jeszcze tylko jeden egzamin w sesji.

I po drodze podejście do certyfikatu językowego o ciut wyższym poziomie.

Każdy weekend to impreza.

Poza tym, niedziela spędzona bez trunku to niedziela stracona. Alkohol pod wieczór tego dnia jest dla mnie równie ważny, co uczestniczenie w mszy o szóstej rano dla fundamentalnych chrześcijan. Albo rozebranie się na scenie dla Flei. Albo ugryzienie w tyłek listonosza dla psa. Wiecie, o co biega.

Brak komentarzy: