14 lutego, 2010

V-day.

Jaki jest w zasadzie cel walentynek? Żeby powiedzieć tej wyjątkowej osobie, z którą spędza się każdą wolną chwilę, "kocham cię"? Jakoś w to wątpię. Prędzej uwierzę w teorie spiskowe, że jest to nic innego jak sztuczne święto stworzone przez kwiaciarnie i producentów kartek świątecznych. Jak z większością kapitalistycznych pomysłów, chciano po prostu zwiększyć sprzedaż produktu, lecz przy okazji udało się też sprawić, żeby każdy, kto nie ma pary w tym dniu, czuł się gównianie.

Szczęśliwie, starość mnie dopadła dość szybko w tej dziedzinie życiowej i jestem odporny na ten marketingowy chłam. Prawda jest taka, że nie potrzeba specjalnego dnia, żeby wyznać miłość drugiej osobie. Można to zrobić nawet w święto niepodległości w listopadzie. W tłusty czwartek. W dzień wywożenia śmieci. Każdy dzień jest dobry, a nie tylko 14 lutego.
Zakładając, że obchodzi się to "święto", kartka i kwiatek jako podarek? Serio? To jeszcze istnieją ludzie, którzy zadowalają się takim banałem w dzisiejszych czasach? Nie mówię, że trzeba bawić się w ekstrawagancje typu przemycenie szampana na szczyt Pałacu Kultury i dzielenie się bąbelkami, gdy księżyc w pełni. Czasem wystarczy zaproponować własnoręczne przygotowanie posiłku i pozmywanie naczyń. Chodzi o to, żeby "być obecnym" cały czas, a nie tylko wręczyć kartkę kupioną w empiku za 3,49 i wrócić do swoich spraw. 

Innymi słowy, olejcie walentynki. Jeśli wam zależy na tej drugiej osobie to codziennie zapewniajcie ją, niekoniecznie przez słowa, o swoim uczuciu.

2 komentarze:

Light pisze...

Nie chce ci w kasze dmuchac, ale troche taki sobie jest ten dizajn. Brzydki jest w nizszych rozdzialkach.

Poza tym vagina day sluzy tylko jednemu. Poruchac, jak ma sie z kim :P

Grimm pisze...

Orzesz...co za złośliwy skurczysyn :P
Jak zwykle konstruktywny comentario :)