17 lutego, 2010

Ciemna strona miasta.



Postanowiłem niedawno obejrzeć ten nieco zapomniany film Scorsese, z jedną z ostatnich przyzwoitych ról Nicholasa Cage'a.

Wbrew zwiastunowi, film jest powolny. O czym jest można poczytać tu. Generalnie, całkiem fajny. Mroczny, jak cholera, przepełniony beznadziejnością i cierpieniem. Niekiedy dramat, niekiedy komedia, miejscami mocno surrealistyczny. Posiadający barwna galerię postaci, które w różny sposób starają sobie radzić ze wspomnianą ciężką atmosferą. Od pijaństwa i potrzeby desperackiego kontaktu z drugą osobą Cage'a, przez narkotyki Arquette, po religijne hopla Rhamesa oraz maniakalność Sizemore'a. Bardzo dobry soundtrack. Niesamowite zdjęcia. Rzecz warta polecenia.

Z wieści growych, przeszedłem Gears of War kilka dni temu. Nie rozumiem popularności związanej z tą serią. Nie czaję, dlaczego Cliff Bleszinski, z tą poronioną spluwo-piłą w ręku, trafił na okładki magazynów związanych z grami wideo. Nie wiem dlaczego Marcus Fenix jest uznawany za wcielenie zajebistości i złożoności.

GoW to nic innego jak tępa strzelanina, rozgrywająca się w ciemnobrązowym, monotonnym, zniszczonym środowisku (cecha większości produkcji next-genowych), której jedynym novum jest "cover system". Fabuła i dialogi są żałosne, a cała rozgrywka sprowadza się do schematu:

- chowanie się za osłoną
- wyskakiwanie na kilka sekund, żeby coś ustrzelić/rzucić granat
- powrót za osłonę.

I tak 15 godzin. Jeszcze ten finał. Gorszej końcówki nie uświadczyłem od czasów KotORa 2. Mamy akcję na pociągu, rozwalamy podrzędnego bossa, detonujemy bombę, którą "szarańcza" ledwo odczuła i napisy.  A potem zapowiedz dalszych walk. Nie wiem co  palili w Epic, gdy postanowili w ten sposób zakończyć grę

Single-player w Gears of War nie jest wart nawet splunięcia, żałuję wydanych 30 zł.

Podobnie miałem z Halo, którego fenomenu też nigdy nie byłem w stanie pojąć.

Poza tym, właśnie się dowiedziałem, że 27 lutego mam pierwszy zjazd nowego semestru na studiach. Ostatni egzamin w obecnej sesji mam 28 lutego, a ewentualne poprawki w marcu. Nienawidzę jebanego trybu zaocznego.

2 komentarze:

Sleeper pisze...

Wiesz, GoW to gra czysto z konsoli, i oni tam takie lubią;P A poza tym to muszę przyznać że we dwóch na split screenie gra staje się o wiele przyjemniejsza:]

Grimm pisze...

Ej no, nie rób z konsolowców bezmózgów. Fakt, większość sexbouxiarzy to mające problemy natury emocjonalnej 13-latki, którzy chcą po prostu coś zajebać siadając przed ekran, ale znam też normalnych posiadaczy konsol :)
Masz rację, prawdopodobnie, co do split screena. Pewnie GoW zyskuje również podczas co-opa/lana/kolegów z piwem za plecami, którzy na bieżąco komentują, czy innych wspólnych zabaw, ale gra IMHO powinna się bronić na zawartości przeznaczonej dla single playera, a tu zawodzi totalnie :P