26 października, 2009

Kosmos nie ma granic.

Jakiś czas temu LucasArts spore zamieszanie wokół siebie zrobiło ogłaszając, że pracuje nad "tajnym" projektem. Jednocześnie, kilka dni później "wyciekła" informacja, że niektóre klasyki ze stajni George'a Lucasa pojawią się na Steamie. Człowiek podejrzliwy, który wszędzie stara się ujrzeć powiązania, mógł wywnioskować, że ten "tajny" projekt jest kontynuacją klasycznego tytułu.
Świat przez chwilę oszalał i zanurzył się w rozważaniach na temat gry, która doczeka się sequela. Na początek ktoś zasugerował nowego "Looma", potem pojawiły się pogłoski o "Jedi Knight'cie" (tu częściowo się potwierdziło, bo "Force Unleashed" będzie w wersji na PC), aż w końcu - kolejny "Tie Fighter".

Oczywiście nic z tego się nie spełniło, bo nowa gra LucasArts to mix platformówki z puzzlami, dość kiepski zresztą, o nazwie Lucidity. Jednakże, wieść o tym Tie Fighterze (jeden z najlepszych tytułów osadzonych w Star Warsach) spowodował, że zacząłem się zastanawiać. Nie nad sensem istnienia, czy dokąd ludzkość zmierza, ale nad tym, dlaczego przemysł gier komputerowych wydalił kosmiczne symulatory?

Jedynym tytułem, który dziś coś znaczy na świecie z tego gatunku to EVE, ale niestety nie mogę się w niego bawić, bo włączyłem zasadę "nigdy nie gram w MMO" w swój kodeks honorowy. Reszta, typu X3 z dodatkiem czy DarkStar One to, niestety, gówna tragiczne, nie umywające się do stareńkiego X-Winga, serii Wing Commander, Freelancera czy Freespace.

To czego potrzebuję to rozgrywki dla pojedyńczego gracza, ze świetną fabułą, fajerwerkami graficznymi i eksploracją kosmosu. Jeśli jeszcze by dorzucono handel, przeszukiwanie niezamieszkanych planet i ciekawą interakcję z NPCami to byłbym cały w skowronkach.
Space Rangers 2, prawdopodobnie jedna z najlepszych gier w dziejach, ze swoim przepięknym 2D i ogromem możliwości jest chyba jedyną grą, która w miarę opisuje produkt, o jaki mi chodzi. Problem leży w tym, że po prawie dwóch latach katowania trochę mi się znudził :)

Dziś nikomu się nie chce takiej gry robić. Niby Star Wars: The Old Republic się zbliża i Star Trek: Online, które będą miały niektórych z elementów, o których pisałem, ale niestety obydwa to MMO.

Czemu odmawiam masowym grom online? Bo granie w kampanię dla pojedyńczego gracza jest jak (albo powinno być) czytanie dobrej książki, albo oglądanie porządnego filmu. Gracz interpretuje to co widzi/czyta w sobie tylko znany sposób, coraz bardziej zagłębiając się świat fikcji, podąża za treścią dzieła, aż do momentu, kiedy dobrnie do końca podróży wraz z postacią jaką prowadzi.
Doświadczenie zdecydowanie lepsze niż jakikolwiek MMO. Choć nie powiem, aspekt społeczny w onlineowych grach jest dość ciekawy. Ale wracając i podsumowując, bo bałagan się robi, w chwili obecnej nic bardziej mnie by nie ucieszyło jak dobry symulator kosmiczny, zaprojektowany dla jednego gracza.

Brak komentarzy: