23 października, 2009

To nie jest kraj dla dziecięcia bożego.


Kolejna recenzja przed nami. Nie, to wcale nie oznacza, że nie mam o czym pisać, nie oznacza również, że cofnąłem się do czasów podstawówki i zaliczam zajęcia z języka polskiego. Poniższy tekst powstał tylko dlatego, bo Cormac McCarthy ma gigantyczne jądra ze stali.

"Dziecię Boże", bo o niej będzie mowa w tym wpisie, jest książką późniejszego autora "Drogi" i "To nie jest kraj dla starych ludzi". Powstała w latach 70 ubiegłego wieku i była jedną z pierwszych publikacji pana McCarthy'ego.

Główny bohater - Lester Ballard - jest brzydkim przygłupem, którego można przyrównać do neandertalczyka. Żyje w chatce w lesie, na obrzeżach niewielkiego miasta; wszyscy wytykają go palcami i zeń się nabijają. Jest istotą samotną i żałosną. Jego najlepszym (i prawdopodobnie jedynym) przyjacielem jest śmieciarz, który nie słyszał o antykoncepcji, więc ma grubo ponad tuzin córek. Żyje w domu zbudowanym z odpadków, a jego latorośle puszczają się z każdym. Ba! Nawet sam ojciec czasem korzysta ze swoich córek, a po zbliżeniu zostawia białe ślady na ich udach.

Pewnego pięknego dnia ten nowoczesny jaskiniowiec natrafia na parkę w samochodzie, która miała zamiar pobaraszkować sobie, ale niestety ktoś ich zamordował. Co robi bohater Lester? Ograbia zmarłych, przeszukuje samochód i gwałci martwe dziewczę. Pamiętajcie, że napisano tą książkę w latach '70.

Co więcej, to zdarzenie zapoczątkuje deewolucję pana Ballarda, który już niedługo zaczyna zatracać się w mordowaniu, gwałceniu, rabunku i zabijaniu (wliczając do tego ostatniego małe dzieci). Treść tak ciężka, poruszająca tyle tematów tabu, że wszystkie szokujące zabiegi Ellisa (od "American Psycho") i Palahniuka (od "Fight Club") w porównaniu wydają się być materiałem na teleranek. Książka napisana jest w stylu ultraminimalistycznym, który powoduje, że proza powyższych pisarzy wydaje się równie opasła, co "Władca Pierścieni".

Cholernie podobało mi się również to, że nie znajdziemy w "Dziecięciu Bożym" ani jednej linijki oceniającej poczynania Lestera. Ani jednego słowa pochwały, czy potępienia. Nie uświadczymy też ekscytujących i wymyślnych opisów, dzięki czemu atmosfera książki jest gęsta, szara i beznadziejna, wręcz martwa.

Nigdy wcześniej nie miałem w swoich rękach książki tak odważnej i nietypowej. Oczywiście, głównie z tych względów okazała się finansową porażką dla McCarthy'ego. Kupujcie/Wypożyczajcie bez zastanowienia.

Brak komentarzy: