04 czerwca, 2009

Dorastanie.

"Dorastanie jest zdupy". Tymi słowami mógłbym dzisiejszy wpis zakończyć, gdyby nie fakt, że nie jestem już piętnastoletnim gówniarzem. Ponieważ powaga zobowiązuje, to wyjaśnię o co kaman.

Chodzi o to, że opowieści o samotności człowieka pracy XXI wieku; o młodych, ambitnych yuppie, którzy poza swoim biurkiem świata nie widzą; o sile pieniądza, zawiści i chciwości; okazały się prawdą.

Coś co uważałem za legendę stworzoną na potrzeby fikcji (np. Matrix, Fight Club, American Beauty) jest skurwysyńsko realne. To tak jakbym się pewnego ranka obudził, po wspaniałym śnie, że piękna kobieta robi mi blowjoba, ale po otworzeniu oczu okazało się, że tak naprawdę robiła mi go Meduza (ta od greckich mitów). Jej wężowe włosy wówczas zaczęłyby mnie dziabać po ciele, a na koniec ich posiadaczka spojrzałaby mi się w moje ledwie widzące ślepia i zmieniła w kamień.

No, ale przynajmniej zginąłem z opróżnionymi workami.

Tak, dzieciństwo jest najlepszym, najbardziej niewinnym okresem życia. Szkoda tylko, że zorientowałem się tak późno, kiedy to widmo drogi wysysającej życie pracy, przez którą będę musiał człapać do starości, pojawiło się przede mną.

Ok, czas się zająć konkretniejszymi rzeczami.

Książka pt. "Robot" pana Snerga jest usypiająca i niezrozumiała. Usypiająca, bo autor topi się w opisach i porównaniach, które często ciągną się przez 2-3 strony. A narzekałem na Dumasa :/
Niezrozumiała, bo straszliwie ciężkim językiem jest napisana. Jakby matematyk ją pisał. Albo fizyk. Te dwa czynniki powodują, że po czterech stronach ze znużenia zaczyna wędrować się do niebios w myślach i zastanawiać jaka będzie pogoda przez następny tydzień.
Ale walczę dalej.

"Starcraft - Krucjata Liberty'ego" zgodnie z oczekiwaniami. Niczym panna na wiejskiej dyskotece. Prosta, łatwa i szybka. Choć czasem miałem wrażenie, że nie trudzono się z zatrudnieniem tłumacza, po prostu tekst wrzucili do Google Translate i wsio, do druku.

Co więcej, ostatnio zacząłem komiks "Y - the last man". Ponoć pozycja kultowa. Jak na razie nie zachwyca, ale wierzę, że się rozkręci.
Przypomina mi to również, że "Old Boy", opowieść obrazkową, na której podstawie przezajebisty film stworzono, również mam za sobą. Szczerze mówiąc, takie sobie. Moc w nim dłużyzn i niepotrzebnego wyjaśniania. Akcji jak na lekarstwo. Tylko jedna bójka jest w ośmiu dwustu stronicowych tomach. Film lepszy.

Tak sobie teraz zdałem sobię sprawę z tego, że od premiery Matrixa minęło dziesięć lat. W mordę jeża, trzeba będzie to obejrzeć niedługo.

W kącie muzycznych ciekawostek mamy dziś:
Od Zbigniewa zespół zwany "nowym Oasis", czyli Arctic Monkeys - When The Sun Goes Down.

Ode mnie natomiast twór The Beta Band - Dry the Rain.

Brak komentarzy: