Wczoraj pan Robert Kotick, szef największego obecnie molocha na rynku gier Activision-Blizzard powiedział, że celem jego firmy (właściciela serii Call of Duty, World of Warcraft czy Guitar Hero) jest wyeliminowanie czynnika "zabawy" z pracy deweloperów przy tworzeniu gier. Activision-Blizzard, niczym kiedyś Electronic Arts, postanowiło kontynuować politykę strachu, pesymizmu i depresji, dając każdemu swojemu pracownikowi do zrozumienia, że jest zbędny, nie rezygnując z nacisków na niego.
Cholerny kryzys gospodarczy pozwala mu zachowywać się jak przeklęty tubo-kapitalista stojący na czele złowrogiej korporacji, niczym w jakiejś kiepskiej i zużytej fabule science-fiction.
"Jeśli nie będziesz harował jak niewolnicy w czasie wznoszenia piramid to cię zwolnię. Jeśli potrzebujesz motywacji, zawsze możesz odwiedzić dział kadr, gdzie trzymamy tony CV od bezrobotnych deweloperów, którzy w każdej chwili mogą cię zastąpić".
Co więcej, chłopak otwarcie mówi, że chce, żeby gry stały się produktem "paczkowym". Kurwa. Mówimy tutaj o rozrywce, która jest/będzie przyszłością, która zastąpi kino, telewizję, a może nawet spowoduje, że wychodzenie z domu stanie się przestarzałe. To nie jest srajtaśma z recyklowanej makulatury, sześć sztuk za 4,99. Gry nie są mięsem z Constaru, żeby byle gówno wziąć owinąć w folie i sprzedawać na kilogramy.
Wielki Elektronik (EA) stracił na takiej polityce swoją porządną reputację zdobytą na początku lat '90, nikt nie chciał dla niego pracować, a jego gry stały się przedmiotem kpin. Niedawno to się zmieniło, królowa zaczęła szanować swoje robotnice, w efekcie czego mamy niezłe, świeże tytuły jak Dead Space czy Mirror's Edge.
Cholerny kryzys gospodarczy pozwala mu zachowywać się jak przeklęty tubo-kapitalista stojący na czele złowrogiej korporacji, niczym w jakiejś kiepskiej i zużytej fabule science-fiction.
"Jeśli nie będziesz harował jak niewolnicy w czasie wznoszenia piramid to cię zwolnię. Jeśli potrzebujesz motywacji, zawsze możesz odwiedzić dział kadr, gdzie trzymamy tony CV od bezrobotnych deweloperów, którzy w każdej chwili mogą cię zastąpić".
Co więcej, chłopak otwarcie mówi, że chce, żeby gry stały się produktem "paczkowym". Kurwa. Mówimy tutaj o rozrywce, która jest/będzie przyszłością, która zastąpi kino, telewizję, a może nawet spowoduje, że wychodzenie z domu stanie się przestarzałe. To nie jest srajtaśma z recyklowanej makulatury, sześć sztuk za 4,99. Gry nie są mięsem z Constaru, żeby byle gówno wziąć owinąć w folie i sprzedawać na kilogramy.
Wielki Elektronik (EA) stracił na takiej polityce swoją porządną reputację zdobytą na początku lat '90, nikt nie chciał dla niego pracować, a jego gry stały się przedmiotem kpin. Niedawno to się zmieniło, królowa zaczęła szanować swoje robotnice, w efekcie czego mamy niezłe, świeże tytuły jak Dead Space czy Mirror's Edge.
Ja z pewnością nie wesprę Activision-Blizzard finansowo, dopóki to monstrum tam rządzi. Wiem, że to może być ciężkie do realizacji, szczególnie ze zbliżającym się Modern Warfare 2, Diablo 3 i Starcraftem 2, ale zaklinam was, dobrzy ludzie z internetów, zróbcie to samo, gdyż pan Kotick to człowiek, który widzi świat jakby był kodem matriksowym, z tymże zamiast odwróconych kanji, tudzież blondynek i brunetek jak "Szyfrant" (pozdrowienia dla profesjonalnych polskich tłumaczy), widzi znaczki dolara i euro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz