Stephen King z zaskoczeniem stwierdził w swoim wielce pomocnym "Jak pisać - pamiętnik rzemieślnika", że ludzie uwielbiają czytać o pracy. Zachęcony tymi słowami pozwolę sobie na opisanie jednej sytuacji, której byłem świadkiem w poprzednim tygodniu w moim zakładzie.
Jest końcówka sezonu wakacyjnego, w pracy absolutnie nic się nie dzieje. Masa przedsięwzięć jest zaplanowana na drugą połowę września co prawda, ale na ich obecnym etapie to kwestia wykonania kilku telefonów. Równie dobrze można jednego dnia wpaść, podzwonić, a przez resztę tygodnia się nie pokazywać. I tak nikt nieobecności w biurze by nie zauważył. Czy to z poczucia obowiązku, czy z pobudek finansowych bohaterki tej opowieści jednak w zakładzie zawitały. Już swoja dawkę pracy na dzień wykonały, więc jedyne co im zostało to przeglądanie sieci i powolne przewracanie stron gazet. Jedna z nich proponuje zatem: "Może pójdziemy do kawiarni naprzeciwko po dobrą kawkę?". Poszły.
Dwóch pań nie było 15 minut na stanowiskach. W każdy inny dzień ich brak nie wzbudziłby sensacji. Jednak nikt nie przewidział tego, że ich szef w tym czasie również nudził się masakrycznie. Z braku zajęć zrobił coś, czego nikt się po nim nie spodziewał. Zaczął chodzić po biurach podwładnych i sprawdzać co tam się dzieje. Minęło 5 minut, od kiedy dziewczyny wyszły po kawę. Szef wszedł dostojnym krokiem, z brodą w górze i pyta się "Co tam? Jak leci? Co robicie? Gdzie laski?". Nie będąc w stanie odpowiedzieć na tą całą serię, ograniczyłem się do ostatniego pytania: "Poszły na stołówkę, coś zjeść". "Acha"- odpowiedział szef, po czym wyszedł.
Minęło kolejne 5 minut. Szef był tak zapracowany, że wrócił do mnie z tymi samymi pytaniami na ustach. Tym razem jednak przystał na chwilę i przyjrzał się uważniej stanowiskom moich koleżanek. Na monitorze jednej zobaczył pudelka, na monitorze drugiej - naszą klasę. Szef się uśmiechnął pod nosem i znów opuścił progi mego biura.
Gdy dziewczyny wróciły, opowiedziałem im co zaszło i że jakby szef się pytał, były na stołówce.
O sprawie zapomnieliśmy. Aż tu nagle, w okolicach 15:55, kiedy to szykowaliśmy się do wyjścia z roboty, koleżanki dostały wezwanie na górę. Poszły, zastanawiając się, o co może chodzić. Czyżby szef w końcu zainteresował się wrześniową inwazją różnych delegacji? Stwierdziłem, że poczekam na nie. Taki fajny gościu ze mnie. Uwolniły się ze szponów szefostwa grubo po godzinie 16. Były mocno przygnębione, z oceanem żalu do wylania.
Dostały niemały opierdol za to, że "cały czas siedzą na naszej klasie i plotkach" i za to, że ich przerwy obiadowe trwają "całe godziny". Przy próbach obrony, szef kazał im się zamknąć, bo on teraz mówi. Aż przypomniała mi się sytuacja sprzed 8-9 miesięcy, kiedy ten osobnik chciał mnie wylać, bo jestem "za mało przebojowy".
Od teraz korzystanie z internetu w celach innych niż służbowy jest surowo zabroniony. Zarówno przez mojego szefa, szefa nad nim, jak i również przez jego szefa i ultra szefa. Wyjść z biura na posiłek też nie wolno, więc albo trzeba nosić ze sobą kanapki albo pizzę zamawiać.
Co robią ludzie na wysokich szczeblach, gdy im się nudzi? Wypełniają czas wolny tępieniem swoich podwładnych. Nie wspominając o tym, że sami siedzą w internecie, na youtubie i na portalach społecznościowych, często wychodząc w miasto na znacznie dłużej niż kwadrans, żeby lunch zjeść.
Popieprzone warunki pracy są w tej Polsce, że hej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz