Można powiedzieć, że Commodore 64 zajmował się mną, gdy byłem osobą mało poważną. Wtedy, kiedy mój wiek był liczbą jednocyfrową. Ojciec mój, po wykonaniu paru skomplikowanych obliczeń, uznał, że ponieważ jego syn stawia pierwszy krok na drodze do męskości wraz z osiągnięciem 10 roku życia, postanowił schować starego rzęcha do piwnicy i wydać niezłą sumkę na Pentium 75. Pierwszy i ostatni rodzinny PC w moim domu.
Człowiek młody, jak wiadomo, nie ma za dużo do roboty, zatem na nadejście nowego komputera przygotowywałem się od jakiegoś czasu. Tata podtrzymywał ogień mojego zainteresowania grami/sprzętem poprzez kupowanie mi przeróżnym czasopism. Bajtek, Top Secret, a następnie Gambler i Secret Service stanowiły dla mnie lekturę codzienną. Widzicie, jak dostawałem nową gazetkę to nie ograniczałem się do jednego jej przejrzenia, jak w czasach dzisiejszych zazwyczaj robię. O nie, kiedyś wertowałem strony pism komputerowych od deski do deski wielokrotnie. Nawet zdarzało mi się, że wieczorkiem z nudów sięgałem po jakieś stare, archiwalne numery i znów w nie wsiąkałem. Od okładki z często żartobliwym tekstem, poprzez dokładną analizę spisu treści, potem zapowiedzi, recenzje, artykuły, pomoce dla graczy, aż na kąciku z dobrym (jak wówczas mi się wydawało) humorem skończywszy.
Wiedziałem wszystko o premierach, o wymaganiach sprzętowych, o rewolucjach na rynku, które zdarzały się co chwila, marząc o tym, żeby pewnego dnia dostać maszynę choćby z procesorem 486 (standard na tamte czasy).
Aż pewnego dnia, po powrocie z któregoś wyjazdu na kolonie (zdarzały się w wakacje i czasem w zimie, każde wypełnione najgorszymi wspomnieniami, jakie posiadam) okazuje się, że nowy komputer wprowadził się do mojego życia. Wspomniany Pentium 75 z DOSem, Windowsem 3.11 i 1 MB RAM. To było coś. Prawie jak nowa fura.
Była to bodaj 4 klasa podstawówki, rok 95, środek prawdziwego rozkwitu dla przemysłu komputerowego, więc miałem się przed kim chwalić i miałem z kim o swoich giercowych wojażach rozmawiać.
Szybko opanowałem komendy DOSowe, dzięki którym mogłem uruchomić swoje pierwsze gry (zainstalowane z niezupełnie legalnych dyskietek), czyli Doom 2, Cannon Fodder i Wormsy. Ciekawe, że wszystko o zabijaniu i wojnie. Doom 2 to nawet o demony i piekło zahaczał. Jeszcze ciekawsze, że wszystko działo się pod nadzorem rodziców. Supaplex jeszcze zajmował miejsce na niewielkim dysku, ale wydawał się jakoś mało atrakcyjny, zarówno dla mnie, jak i dla opiekujących się mną starszych ludzi.
Tak jak w poprzednim retro, świat poza komputerem prawie dla mnie nie istniał. Choć byłem już wtedy po pierwszym poważniejszym przeżyciu z równolatką. Dostałem całusa w policzek w lecie, gdy do zerówki chodziłem (rok 92?), a na zakończenie obracałem ją w tańcu. Hmm, ciekawe co teraz robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz