12 kwietnia, 2010

Przyciągające się przeciwności.

Z niejasnych powodów, mojemu szefowi zebrało się dziś na rozmowy na temat miłości. Temat szeroki jak cholera, do którego zabierać się bez znieczulenia alkoholowego wręcz nie wypada, jednakże akurat w lodówce w pracy żaden trunek się nie chłodził. Radziliśmy sobie bez wspomagania. 

Początek dość klasyczny, poruszaliśmy pierdoły, którymi głębiej zajmują się telenowele z Ameryki Południowej, nic godnego zapamiętania. Pod koniec dyskusji padło dość ciekawe pytanie ze strony o 6 lat starszego przełożonego.

„Czy traktuję podarunki dla kobiet jako inwestycję?”

Mój szef próbował udowodnić mi, że tak naprawdę wszystko co się robi dla kobiet, każdy miły gest, czy zakup lub choćby złożenie życzeń, absolutnie wszystko jest inwestycją. Jak księgowy lub profesor ekonomii wyjaśnił mi, że niemożliwe jest obdarowanie wybranki czymś miłym ot tak po prostu. Zawsze jest gdzieś to drugie dno zwane „oczekiwaniami”. Dajemy coś od siebie i oczekujemy coś w zamian. Handel wymienny; barter; inwestycja, która ma się zwrócić. Jeśli się nie zwróci, na taką kobietę czasu tracić nie warto.

Wytłumaczyłem, że nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, po czym dałem popis swej naiwności mówiąc, że jeśli uczucie jest prawdziwe, nie powinno się oczekiwać czegokolwiek w zamian. Wyśmiano mnie, nazwano łatwowiernym głupkiem, którego umysł zmąciły komedie romantyczne i zaproszono na piwo. Jestem ponoć zbyt młody, niedoświadczony oraz mam nazbyt idealistycznie wyobrażenie o miłości.

Mieszane uczucia co do katastrofy Tupolewa. Z jednej strony smutek z tragedii i pełna akceptacja wprowadzenia żałoby. Z drugiej, nieodparta chęć wyśmiania niektórych rzeczy, jak np. dziennikarskiego polowania na sensacje; nadęcia politycznego ("Osierociłeś nas Ojcze Narodu!"); bezsensu e-zniczy; przerabiania przez ludzi wszelkich gestów solidarności w festyn z lodami, balonikami i dziećmi wesoło kręcącymi się wokół nóg; pojawienia się roztropnych przedsiębiorców w okolicach Starego Miasta ze zniczami po 4,50 zł sztuka itp.

Czułem się również jak kutas, kiedy to w sobotę, po przebudzeniu, żartowałem sobie z całego zdarzenia. Na szczęście ta męcząca szopka, której jestem świadkiem zarówno w mediach, jak i w pracy oraz na ulicy zmieniła moje podejście do tematu.

Ponadto, usłyszałem cholernie mądrą rzecz. „Nigdy nie pal za sobą mostów. Kto wie, może za 10 lat będziesz potrzebować nerki”.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

co do tej tragedii, najbardziej rozwalają mnie kilka rzeczy, pierwsza to te całe patrzenie wilkiem na Rosjan, ludzie złoci, oni chcą nam pomóc, wyciągają rękę a my jeszcze ją gryźć chcemy? inna sprawa, to "co kto zrobi dla Polski w ramach żałoby", dziś oglądając Dzień Dobry TVN jakiś dziennikarz się wypowiadał że królowa Angielska się nie zjawiła tylko premier i to też z opóźnieniem, więc jak rozumiem, to mamy festiwal kto na ile ogłosi żałobę, kto ile powie itd? pięknie. i tak nic nie pobije patrzenia niektórych ludzi jak to politycy źli bo już wchodzą na miejsca zmarłych, powinni poczekać aż wszyscy zostaną pochowani. acha, czyli mamy być bez prezesów, generałów aż wszystkich zidentyfikują (co nie wiadomo ile potrwa), niech się kraj pogrąży w anarchii! nie wspomnę już o chęci nazywania wszystkiego nazwiskiem Kaczyńskiego, co moim zdaniem jest trochę nie fair wobec reszty ofiar. słyszałem że mamy mieć stadion imienia L.K., tak jakby tylko on zginął, nie można go nazwać stadion imienia ofiar kwietnia 2010 (czy coś w tym stylu)?
wiem, jestem gówniarzem i bredzę. :3

Grimm pisze...

Najbardziej niesamowite jak dla mnie jest to, że nie tylko szarzy obywatele i moherowe berety na ruskich najazd robią. Wczoraj czytałem zdanie niejakiego posła Górskiego z pisu, że Rosjanie mataczą przy śledztwie. Dziś profesor Staniszkis wpadła w furię, gdy się dowiedziała, że grupa intelektualistów polskich, za pomocą Olbrychskiego, podziękowała Rosjanom za pomoc. Zaraz zacznie się wojna o Wawel, a po żałobie wrócimy do regularnych bitew międzypartyjnych.
Dziennikarze w Polsce są do dupy. Niestety. Uwielbiają tworzyć show i podkręcać emocje. A co do prezesów, generałów etc. to ich zastępcy już pełnią ich obowiązki. Problem na tym polega, że zastępcy nie prezentują tej samej opcji politycznej co poprzednicy, zatem już wrzawa się podnosi, że przekręty zachodzą.
Nie bredzisz, gówniarzu :P po prostu żyjemy w prawdziwie popieprzonym kraju.