30 listopada, 2011

Frustracje absolwenta.



Chyba tego się obawiałem, gdy kończyłem studia. Sytuacja wygląda tak: wstaję rano, zajmuje się swoim hobby, piszę to i owo, popołudniem przeglądam oferty pracy, wieczorem kurwica mnie bierze wraz z narastającym strachem o przyszłość. 

"Powinienem był zostać księgowym" - z tą myślą zasypiam.

Poniżej o tym czego możecie oczekiwać po rynku pracy, gdy skończycie studia humanistyczne.

Jak wspomniałem wcześniej, szukanie pracy to frustrujące i skomplikowane zadanie, jeśli nie ma się znajomości. Jest jeszcze gorzej, gdy nie ma się wyuczonego konkretnego fachu. Studia humanistyczne nauczyły mnie większej dyscypliny pamięci, pisania prac autorskich, robienia notatek oraz prezentacji w PowerPoincie. Już w trakcie nauki z rozczarowaniem zauważyłem, że jest to przygotowanie do pracy sekretarki. Ewentualnie asystentki, jeśli będę ambitny.

Nie mam ochoty podcierać tyłka jakiemuś cwaniakowi, w dodatku za psie pieniądze. Robiłem to przez dwa lata. Wystarczy. Problem jest w tym, że do innej pracy się nie nadaję. Inżynier ze mnie żaden, w pobliżu specjalisty IT i projektanta UI kiedyś stałem, ale pracodawcy są zbyt wybredni, żeby choćby rozważyć osobę o takich kwalifikacjach. Księgowość brzmi fascynująco, ale na to również nie mam papierów. W reklamie większe szanse na zatrudnienie ma nawet moja siostra. Nie mówiąc o tym, że czułbym się podle próbując namówić ludzi do zakupu jakiegoś gówna. Z tego też powodu odpada kariera w call center/telemarketera.

Do sklepu nie wrócę. Prędzej zostanę bezdomnym, obrabiającym laski na centralnym za pięć złotych.

Widząc moją niemoc, rodzice zmuszają mnie do prób dostania się ponownie w macki systemu. Dziś spędziłem pieprzone trzy godziny na wypełnianiu ankiety, w której na siedmiu stronach musiałem zawrzeć całe swoje życie. Ze szczegółami, o których nawet nie miałem pojęcia. Ankietę trzeba wypełnić bezbłędnie, pismem czytelnym.

Mam dysleksję, dysgrafię i inne dysy, więc jak pewnie się domyślacie, było dużo radości. Pomimo sporządzenia wersji na brudno, dawałem ciała częściej niż nimfomanka w burdelu. Przy czwartym podejściu, gdy popełniłem błąd w nazwie poprzedniego miejsca pracy mojej matki, wziąłem tę ankietę i wyjebałem przez okno. Potem puściłem wiązankę w kierunku rodzicielki, wspominając o tym jak bardzo niezadowolony jestem z niej, z tego jak wykonuje rolę matki, z tego że mnie zmusza do zostania gryzipiórkiem i nie zależy jej na moim szczęściu, a na koniec z jej przeklętej byłej pracy. Tym razem tuzin róż może nie załatwić sprawy.

Pomoc wszystkich członków rodziny była niezbędna, żeby wypełnić ankietę. Przypominało to trochę święta. Zebraliśmy się razem w jednym pomieszczeniu na dłużej niż kwadrans; mieliśmy wspólnego wroga, w kierunku którego rzucaliśmy przekleństwami; rozeszliśmy się w kiepskich humorach, obiecując sobie, że nigdy więcej.

Jutro z tymi papierami idę na rozmowę. Nie o pracę, skądże. Idę się pokazać, mając nadzieję, że jeśli w przyszłości będą potrzebować pracownika, zadzwonią do mnie. Samo pisanie tych słów powoduje, że czuję jakby ktoś zesrał się na moją godność.

Rada do młodych - idźcie w mechanikę, informatykę albo telekomunikację. Na studia humanistyczne nie warto tracić czasu.

Brak komentarzy: