09 listopada, 2010

Lubieżny noblista.

Nie, zdecydowanie nie jest to książka, która w znaczący sposób przyczynia się do rozwoju ludzkości. Nie opisuje zmian kulturowych, nie odwzorowuje struktur władzy i z pewnością nie pokazuje oporu, buntu czy porażki. Innymi słowy, Mario Vargas Llosa Nobla dostał nie za tę opowieść.





Tylna okładka jest pełna wykrzykników. Słowa „skandal!” oraz „prowokacja!” przecinają co drugie zdanie, a wydawca, jak i zresztą sam autor, odradzają choćby przekartkowanie powieści. Rzeczywiście, z opisu na odwrocie można odnieść wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z tanim pornosem, jednakże broń boże „Pochwały macochy” nie wolno odkładać!

Pochwała macochy” to zdecydowanie coś więcej niż erotyk. Jest to lekka, sprawnie zrealizowana mieszanka telenoweli i rozważań nad sztuką, która ocieka pożądaniem. Opowieść w równym stopniu niewinna i czarująca, co gorsząca i obrzydliwa. Mario, pisze w stylu pasującym jak ulał do jednego z bohaterów - dziesięciolatka Alfonso - pod którego burzą anielskich, złotych loków znajduje się prawdziwie szatański umysł.

Llosa podejmuje kontrowersyjny temat, którym są relacje w trójkącie ojciec – macocha – syn; przelewa na kartki przeróżne konfiguracje łóżkowe i fantazje seksualne; pokazuje męski rytuał czyszczenia zakamarków z taką precyzją, że szwajcarski zegarek mógłby pozazdrościć, ale pisze to w tak nieinwazyjny sposób, że równie dobrze treść książki mogłaby znaleźć się obok przepisów kulinarnych w „Pani domu”.

I wcale nie jest to obraza, a wyrażenie podziwu nad rzemiosłem Mario Vargasa Llosy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio natknąłem się na tak znakomite opisy żądzy i miłości, które pobudzają wyobraźnię, ale daleko im do pornografii. Chyba tylko Latynosi potrafią tak pisać. W dodatku książkę wypełnia przedni humor, erotyczny rzecz jasna. O królu Lidii i jego pasji związanej z zadem małżonki do końca życia nie zapomnę.

Było to dla mnie pierwsze spotkanie z Llosą i wrażenie zrobił na mnie zdecydowanie pozytywne. Aż z chęcią sięgnę po inne jego tytuły.

Polecam, chyba że jest się dewotem czy religijnym fundamentalistą.

Brak komentarzy: