06 października, 2010

Łupieżca grobowców.

Przeglądałem sobie niedawno Allegro z nudów, w poszukiwaniu aukcji, na których laicy wystawiają za grosze wartościowe tytuły. Jak zazwyczaj, zarzuciłem swe sieci na RPG i przygodówki. Ktoś przez przypadek, choć równie dobrze można to uznać za akt boży, umieścił Tomb Raider: Underworld w kategorii RPG, od złotówki BCM!!!!!111 STAN IDEAŁ!!!!!111. W ten oto sposób myśliwy stał się ofiarą. Tak mocno zależało mi na zdobyciu najnowszej przygody Lary Croft*, że biłem się o ten tytuł 2 lub 3 dni, aż do momentu, gdy aukcja zyskała zawrotną cenę 12 zł. Wyczekałem w napięciu do jej zakończenia i zwyciężyłem. Dzień był mój. W końcu wrócę z wirtualnego świata z tarczą, a nie na niej.

Potem zdałem sobie sprawę z tego, że muszę zapłacić.

Wbrew pozorom, nie mam zamiaru pisać o swoim uzależnieniu od Allegro i jego wyższością nad eBayem. Celem mych dzisiejszych wypocin jest Lara Croft. Ignorowałem tą panią od momentu przejścia Tomb Raider: Chronicles, który miał być końcem serii. Nie był, rzecz jasna, w związku z czym uznałem, że takie oszukiwanie klientów mi wielce nie pasuje i obraziłem się na Tomb Raidery. Poza tym seria gier oparta na kobiecym biuście i tyłku? Równie dobrze mogę pooglądać filmy z Kate Beckinsale albo Millą Jovovich.

Miałem gdzieś kompletny upadek Lary Croft (Angel of Darkness), reboot jej przygód i kolejne części autorstwa Crystal Dynamics. Gdy pewnego razu natrafiłem na recenzję, któregoś z nowszych Tomb Raiderów, zerknąłem na opis rozgrywki i okazało się, że Lara wciąż robi to samo. Rozwiązuje zagadki zostawione przez starożytnych, skacząc z jednej skalnej półki na drugą, gimnastykując się i pokazując swoje różne walory. Niszczy bezcenne zabytki nieistniejących już cywilizacji, zabija ludzi i zwierzęta (w tym przedstawicieli gatunków zagrożonych lub wymarłych). Schemat, na którym opierają się wszystkie części Tomb Raider, a którego deweloperzy nie chcą zmieniać, dalej pogłębił niechęć do Lary Croft.

Jakimś cudem jednak Underworld trafił do mnie, wywołując falę wspomnień, jak to kiedyś się Larą grało.

Pamiętam, gdy po raz pierwszy uruchomiłem demo pierwszego Tomb Raidera. „Kurza twarz! Co za grafika! I patrzcie na to, gram laską z wielkim cycem!” - pierwsze reakcje. Poza zachwytem nad postępem technologicznym oraz biustem Lary (młody byłem, sama postać pani Croft wywoływała rumieniec na mej niewinnej buzi) muszę podkreślić, że to, co najbardziej mnie zaskoczyło to możliwość grania kobietą. Do tej pory płeć żeńska w grach kojarzyła mi się tylko z ofiarą, którą trzeba ratować z opresji. Było to dla mnie pewnego rodzaju objawieniem, a to ledwie demo.

Później dowiedziałem się, że nie tylko na mnie Lara miała wpływ. Dzielna pani archeolog zmieniła parę rzeczy na wszystkich cywilizowanych kontynentach. Głównie, jeśli chodzi o pozycję kobiet w środowisku gier (Samusa nie liczę, bo jej scena w bikini w końcówce lat '80 była bardziej ciekawostką niż jakimś znaczącym wydarzeniem). Zapoczątkowała modę na fanowskie łatki (dziś wszechobecne), które zdzierają ubrania z żeńskich postaci w grach. Modelkom, które wcielały się w Larę Croft podczas różnych akcji promocyjnych, oferowano role w filmach i sesje w Playboyu. Dostała własną serię komiksową; całą linię figurek z plastiku, dzięki którym ci najwięksi fani mogli pomacać te wielkie bimbały; dostała się nawet dwukrotnie na srebrny ekran. Był nawet dość żenujący teledysk do jakiegoś niemieckiego punku.

Dzięki temu wszystkiemu Lara stała się pierwszą wirtualną celebrytką na świecie.

Wszystko to, jak zazwyczaj, stało się przez przypadek. Z początku Tomb Raider miał być wariacją na temat Indiany Jonesa, lecz w pewnym momencie ludzie w Core Design (twórcy pierwszej części) uznali, że ciekawiej będzie, jeśli gracz będzie prowadzić kobietę. Następnie Toby Gard – koleś odpowiadający za wygląd postaci - dla jaj stworzył cycastą pięknotkę i zaproponował ją na bohaterkę. Core Design uznało, że to genialny pomysł. Ta decyzja wprawiła Garda w taki szok, że po dziś nie może z niego wyjść.

A sam Underworld? Jest to gra kontrastów. Z jednej strony – imponujące poziomy, alternatywne ścieżki osiągania celu, dobra graficzka, soundtrack i gra głosowa aktorów, z drugiej – cała masa problemów znanych z poprzednich przygód Lary. Kamera jest tutaj rzeczą najgorszą. Gdy pojawiają się wrogowie to nagle kamerzysta, który dzielnie do tej pory podążał za Larą, dostaje drgawek niczym przy ataku padaczki. Przez to kompletnie nie wiadomo co się dzieje, zatem ginąć w szponach tygrysów, jaszczurek i innych zdarza się dość często. Tutaj sprawę lekko ratuje obecność auto-aima i fakt, że Lara ma nieograniczoną ilość amunicji.

Inna kwestia związana z kamerą – przy próbach skomplikowanych skoków nigdy nie ma się pewności, że Lara dosięgnie miejsca, w które mierzymy. Gra, zamiast pokazywać nam zasięg widoku bohaterki, żebyśmy mogli lepiej ocenić kolejny ruch, koncentruje się na jej plecach. Albo biuście. Dlaczego nie wolno nam się po prostu porozglądać? Rozumiem, że twórcy musieli się upewnić, że żaden detal dotyczący wysportowanego ciała pani Croft, tudzież jej ubioru, nie uniknie naszej uwadze, ale bez przesady. Myślałem, że po Prince of Persia nie będzie już wątpliwości co do alternatywnych sposobów spoglądania na otoczenie. „Eagle Eye” naprawdę dużo daje i z pewnością zaadaptowanie takiego rozwiązania pomogłoby Tomb Raiderom.

Nie zrozumcie mnie źle, Prince of Persia jest daleki od ideału, ale tam przynajmniej są „piaski czasu”, dzięki którym szybko naprawimy swój błąd popełniony przez nieprzyjazne ustawienie kamery. W Tomb Raider: Underworld jedyne co nas ratuje to częsty autozapis.

Fabuła, zgodnie z duchem serii, jest kompletnie popieprzona. Mamy długowieczną, byłą królową Atlantydy, która szefowała jakiś czas temu największej korporacji na świecie, celem zyskania ogromnej władzy poprzez wykonanie antycznego (...) a tak w ogóle to ona wie wszystko o niebie, piekle, religii i ma skrzydła! (...) fabularny aż serce rozdziera, gdy fakt, że matka Lary prawdopodobnie żyje i znajduje się w niebie, wychodzi na jaw. Do nieba najłatwiej dostać się, oczywiście, używając „Mjolnira” (młot Thora), więc przemierzamy cały (...) naprawdę fascynujący wątek, wyjęty prosto z Szekspira, w którym rozprawiamy się z byłą koleżanką Lary i będziemy świadkiem czego może zdziałać klon LaryA srać na to, fabuła nigdy nie była ważna w Tomb Raiderach.

Chodzi przecież o to, żeby mieć wymówkę do zwiedzania przeróżnych zakątków globu. A te zakątki są niesamowite. Mamy m. in.: podwodne katakumby na morzu śródziemnym, dzikie lasy w Tajlandii, czy zimną i nieprzyjazną Arktykę. Raj dla oczu po prostu, aż szkoda go zanieczyszczać krwią tych wszystkich zwierząt, które nie chcą nas zostawić w spokoju. Elementy akrobatyczne są, jak na Larę, dość rozbudowane, ale niestety nasza bohaterka nie pokazuje nic, czego wcześniej nie pokazywał Książę w PoP:SoT. Muzyczka dobiegająca z głośników jest dość przyjemna. Soundtrack w pełni zorkiestrowany, z ładnymi melodyjkami. Dźwięki środowiska znacząco pomagają we wciągnięciu się w tą całą przygodę.

Jednak najlepsze są efekty dotyczące samej Lary. Szczękę musiałem zbierać z podłogi, gdy zobaczyłem wodę ściekająca z naszej bohaterki. Podobnie, gdy odkryłem, że można ją mocno pobrudzić w błocie. Bardzo fajny dodatek, który niestety dość szybko traci świeżość. Głównie, dlatego że od widoku Lary uwolnić się nie można, jak wspomniałem wcześniej.

Podsumowując, Underworld jest nawet niczego sobie, takie 6/10. Warto sprawdzić, szczególnie za cenę 10-20 zł. Uświadomił mi, że może i niezbyt lubię obecną Larę, ale zawsze będzie zajmować specjalne miejsce w moim sercu, ze względu na dawne czasy.

* w momencie, gdy pisałem te słowa, nie byłem świadom, że zbliża się kolejna część – Guardian of Light

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

może jestem głupi, ale nie dałem rady ukończyć Underworlda (na którego bardzo długo polowałem, choćby z tego względu że Legendę darzę bardzo dużym sentymentem i wspominam jako jedną z lepszych gier w jakie kiedykolwiek grałem) ale irytowały mnie zagadki w tej grze oraz wspomniana przez Ciebie praca kamery. męczę się nad czymś pół godziny, zadowolony z siebie idę pięć kroków a tam znów dłuższy postój bo moja inteligencja nie potrafi rozwiązać zagadki z Larą. :(

Grimm pisze...

Od czego są solucje, Oriusie? :P Też się zacinałem, ale wtedy zawsze z pomocą zjawiał się gamefaqs.

Jeśli chodzi o mnie, nie uważam, żeby trudność zagadek jakoś znacząco wpływało na radochę płynącą z gry. IMHO Underworld ma większe problemy w postaci kamery i niezbyt zrozumiałej/skandalicznie kiepskiej fabuły.

Anonimowy pisze...

a co do Guardian of Light, grałem w demo na PS3, mogę stwierdzić że tytuł-bajka. ale to jest racze gra akcji z izometrycznego rzutu kamery niż gra przygodowa z nastawieniem na rozwiązywanie zagadek.

Grimm pisze...

Skoro Rock, Paper, Shotgun mówi, że to najlepszy tytuł z Larą Croft w roli głównej od lat, to tak musi być :) ale ponoć rozwija w pełni skrzydła dopiero w trybie co-op, co może być trudne do doświadczenia dla takiego antyspołeczniaka jak ja :P

Enyłej, jeśli wyjdzie wersja pudełkowa to biorę.