23 lipca, 2010

Co by zrobił Tyler Durden?

Trafiły mi się kupony do pewnej znanej sieci pizzerii. Oznacza to, że mogłem cieszyć się kawałkiem niebios w formie placka z pepperoni i grzybami w cenie promocyjnej. Akurat ścigałem roztopiony ser, który próbował czmychnąć przed pożarciem, gdy zauważyłem, że do środka weszła blondynka w różowym obuwiu, ubrana w purpurę, z okularami w stylu Paris Hilton wplątanymi we włosy. Ewidentnie ścisła czołówka polskich elit.

Po złożeniu zamówienia rozjaśniła ten wielce szacowny interes, poprzez zajęcie stolika w samym centrum pomieszczenia.

Po chwili okazało się, że jej blask nie przyciągnął wymaganej przez nią uwagi. Nikt nie podziwiał niezwykłej maestrii jej stylu ubierania się. Skoro jeszcze miała kwadrans do przybycia posiłku, postanowiła wyjąć najnowszy model komóreczki i zadzwonić.

Zwykłe pieprzenie o zakupach i o telenowelach TVNu . Oczywiście, robiła to dość głośno. Dawno nie słyszałem takiego słowotoku. Przypominała mi nad aktywną cheerleaderkę z zespołem Touretta. Na kraku. Jakby zakup tych cholernych majtek na przecenie był zdarzeniem, który nie tylko zrewolucjonizuje jej życie, ale również przyspieszy badania nad lekarstwem na AIDS. Jakby od wątku romansowego w Majce uzależniała wszystkie swoje obecne i przyszłe kontakty z mężczyznami.

Mógłbym pobawić się tutaj w proroka religii new-age czy anarchistę, który naoglądał się za dużo Fight Clubu. Mógłbym wskazać, że natura dzisiejszego społeczeństwa jest tak przesiąknięta konsumpcjonizmem, że nie potrafimy polegać na sobie. Wierzymy ślepo w to, że zmian w świecie dokonamy poprzez zakupy, a nasza próżność zasługuje na poklask. Mógłbym, ale po co? Powyższy rodzaj myślenia staje się coraz częstszy i wątpię, żeby dał się powstrzymać. Ograniczę się zatem do zwykłej prośby, żeby nie drzeć ryja, jak się rozmawia przez telefon. Może to przeszkadzać osobom rozkoszującym się pizzą.

Brak komentarzy: