30 lipca, 2010

Urlop. I zwycięstwo metroseksualnych wampirów.

Niechlujstwo, bezcelowe łażenie, męczące podróże, kiepskie jedzenie, rozczochrana fryzura, niedostatki w higienie osobistej, zapuszczanie brody, narzekanie na beznadziejność pogody, granie na nerwach znajomym, zdecydowane podwyższenie ilości przyjmowania alkoholu. 

O tak. Nadszedł urlop.

Dwa tygodnie bez nudnej pracy i bezsensownych obowiązków. Odpoczynek od niezdecydowanych szefów, którzy faworyzują swoich podopiecznych i od dziwnych zagrywek z tym związanych.

Aktualki jeszcze rzadziej niż teraz, podejrzewam ;)

Z innej beczki:

Zastanawiałem się ostatnio nad serią o wykastrowanych wampirach i wilkołakach dla dziewcząt, czyli "sadze zmierzch". Jak dla mnie wampir powinien być krwiożerczą bestią, która ludźmi się bawi, jak zwierzątkami domowymi. A gdy głód wystąpi, cóż, krówka bardzo fajne i przyjemne stworzenie, ale hamburgery są lepsze od jej towarzystwa. Stosunek myśliwy - zwierzyna, w sensie. Kiedyś może nawet jakoś to rozwinę (marzy mi się mix tego podejścia do wampirów z filmami buńczucznymi, jak "Mechaniczna Pomarańcza" czy "Fight Club". No i gdzieś trzeba będzie umieścić kopię Cassidy'ego z "Kaznodziei").

No, ale to mało istotne. To co budziło moje zainteresowanie we wspomnianej sadze, to fakt, że jest jedną z niewielu serii książkowych/filmowych skierowanych bezpośrednio do młodych dziewcząt. Tak, fantastyka traktuje panie niezwykle po chamsku. Jej większość składa się na opowieści o dochodzeniu do władzy mężnych młodzieńców, którzy wyrzynają w pień hordy ciemności swoimi ogromnymi mieczami (bez podtekstów proszę) i bałamucą każdą niewiastę na swej drodze. Nowoczesne kobiety raczej takiego podejścia nie lubią.

Ostatnio skończyłem "Smoka Jego Królewskiej Mości" napisanej przez kobietę - Naomi Novik. Teoretycznie zatem, powinna owa powieść zawierać elementy, które przemówią do dziewczyn. Otóż nie. Mamy dżentelmena, który nie wdaje się w romanse i myśli tylko o służbie oraz jego dzielnego smoka, którzy razem chronią Wielką Brytanię przed zakusami Napoleona. Potyczki w powietrzu, walki, ciężkie treningi, dostosowywanie się do życia "awiatora" (taki pilot smoków) etc. 
Nie zrozumcie mnie źle, świetna książka i z pewnością zapoznam się z resztą serii, ale skoro nawet dla autorek "targetem" są młodzi chłopcy, to trudno się potem dziwić temu, że gdy wychodzi jedyna seria skierowana tylko dla dziewcząt, to staje się bestsellerem.

Tak, drogi internecie. To co zrobiliśmy z popkulturą w ostatnich 50 latach, nasza dominacja nad nią, nasze zaniedbania dla potrzeb żeńskiej części publiczności, jest tym, czym zadecydowało o sukcesie książek Stephenie Meyer. 
Wszyscy jesteśmy winni po równo za popularność Edwarda i Jacoba. Ja, Ty, George Lucas, Steven Spielberg, Robert Howard, Arnold Szwarcencauer, Pudzian, ten miły gościu z warzywniaka, a nawet bracia Kaczyńscy. 
Założę się, że w kluczowych momentach rozwoju fantastyki, jak np. gdy Tolkien tworzył Środziemie, gdy Gygax pracował nad D&D, gdy klejono pierwszy numer Heavy Metal/Metal Hurlant, czy wtedy kiedy Gibson składał do kupy Cyberpunk, wtedy to Jezus Chrystus żartował "wybacz im, bo nie wiedzą co czynią".

23 lipca, 2010

Co by zrobił Tyler Durden?

Trafiły mi się kupony do pewnej znanej sieci pizzerii. Oznacza to, że mogłem cieszyć się kawałkiem niebios w formie placka z pepperoni i grzybami w cenie promocyjnej. Akurat ścigałem roztopiony ser, który próbował czmychnąć przed pożarciem, gdy zauważyłem, że do środka weszła blondynka w różowym obuwiu, ubrana w purpurę, z okularami w stylu Paris Hilton wplątanymi we włosy. Ewidentnie ścisła czołówka polskich elit.

15 lipca, 2010

Lato w mieście.

Moje biuro przedstawia się dość żałośnie w czasie letnim. Grupka kompletnie styranych, pocących się osób, których jedynym ratunkiem jest wiatrak. Jeden na całe pomieszczenie. Kiepsko uformowane ciała, niczym zrobione z galarety, po uwalane na fotelach z czasów wczesnego polskiego kapitalizmu, próbujące wykonywać swoją pracę, lecz przegrywające (po dzielnej oraz mężnej walce, rzecz jasna) z gorącem i wysokim ciśnieniem.

12 lipca, 2010

Retro: C64.

Nie byłem ruchliwym dzieckiem. A dokładniej mówiąc, byłem zbyt ruchliwy, co w połączeniu z moją wrodzoną niezdarnością często stanowiło przepis na jakąś domową tragedię. Na przykład moje wspinaczki po wieloczłonowych meblach, które kończyły się tym, że część znajdująca się na szczycie lądowała na podłodze. Razem ze mną. Albo próby zejścia na niższe piętro przez barierkę na balkonie. Tak, człowiek nie wiedział co to strach, gdy miał te 5-6 lat.

01 lipca, 2010

Raport posesyjny.

Czas sesji nastał w uczelni mej, w związku z czym musiałem zapieprzać jak dzika świnia i mocno gimnastykować się, aby przedmioty pozaliczać. Z radością melduję, że tylko w jednym przypadku poległem. Drugi weekend wyborczy, który się zbliża wielkimi krokami, będzie moim ostatnim zjazdem w tym semestrze. Co to oznacza? Otóż to, że będę mógł się spokojnie zerwać, żeby wypełnić swój obywatelski obowiązek, jak i również to, że już tylko jednego roku mi brakuje do zdobycia tytułu magistra. 

Przed chwilą zresztą publikacji internetowej doczekały się wyniki ostatniego egzaminu. Po tym jak zobaczyłem piąteczkę obok mojego numeru indeksu, poczułem jakbym zdobył kolejny lewel. 

Się złożyło, że w niedługich odstępach czasu trzy prawdziwie wielkie gry obchodziły/obchodzą dziesięciolecie. Deus Ex, Diablo 2 i Icewind Dale. Nagły przypływ nostalgii nie tylko spowodował, że zabrałem się za granie w ostatni wymieniony tytuł, ale również zacząłem się zastanawiać nad swoimi początkami, jeśli chodzi o gry komputerowe. Spodziewać się zatem należy serii mniejszych wpisach o tym, co podziwiałem, będąc małym szkrabem. Zatem Retrogaming 2: With a Vengeance.

Postanowiłem również przełamać swoją niechęć do MMO próbując darmowego Allods Online. Zobaczymy jak to wyjdzie.