29 maja, 2008

Straż Nocna

Tak, wiem. Zerżnąłem z Pratchetta. Przyznaje się bez bicia (i od razu mówię, że tytuł nie jest inspirowany tym gównianym rosyjskim filmem). Jestem po 11...? Albo i 12 godzinach pracy. Od 22 do 9 rano. Sami to policzcie, bo mnie umysł wysiadł koło 6. Jednocześnie nie potrafię zasnąć. W moim krwioobiegu krążą jeszcze zapewne te 4 kawy, 3 red bulle i 1 powerade, które zdarzyło mi się wypić przez okres przebywania w pracy. Energy drinki na koszt firmy oczywiście ;)
Zbych śpi od dawna, więc w jego imieniu polecam piosenkę Hayling zespołu FC Kahuna. Przyjemne, spokojne dźwięki, w sam raz dla wymęczonego organizmu. Wersja dla radia, czyli skrócona mniej więcej o połowę. Tym lepiej prawdę mówiąc, bo niedłuży się, tak jak oryginał. W śpiewaniu pod prysznicem coś żywszego, wiadomo, przeciwwaga (choć zupełnie nieświadomie. Serio.). Edwin Starr - War. Jest tak zajebista, że słuchając jej marzysz o tym, żeby wsiąść do samolotu i zrzucać napalm na wietnamców. Choć chyba przesłanie piosenki nieco mija się z moim porównaniem ;)


Blogowo:

Zastanawiacie się czasem kiedy następuje w sklepach zmiana promocji? Podpowiem, że odbywa się to w jednym z najszczęśliwszych momentów Waszego życia. Kiedy to odwiedzacie swoją Świątynie i widzicie, że przedmiot, który jest wam potrzebny, aby osiągnąć stan absolutnego oświecenia i zjednoczenia się z Siłą Wyższą akurat jest za pół darmo. Morda się Wam uśmiecha od ucha do ucha, dajecie na tacę, żeby móc wynieść ten Dar Boży, natychmiast zużywacie go w całości, po czym zasypiacie czując kompletną euforię. Przychodzicie następnego dnia, żeby kupić więcej, a tu w jakiś magiczny sposób obiekt waszego porządania powrócił do swej starej, szatańsko wysokiej ceny."Jak to możliwe?!" - krzyczycie w rozpaczy. A to właśnie podczas tej nocy, kiedy wy się tak cieszycie ze swej zniżki, że udało się wam trafić na okazję, że w jakiś sposób oszukaliście los i macie coś taniej, ktoś zapieprza, w rozświetlonych sztucznym światłem sklepach i zrywa ceny promocyjne z Waszych ambrozji, a potem umieszcza na innych produktach.

Nie ma to jak nocka. Wielbie je. W tle muzyczka z lat 80. Pełen luz. Żaden przełożony nie patrzy. Mam możliwość pożarcia wszystkiego co sklep ma do zaoferowania, istnieje sposobność wypicia takiej ilości red bulli, że przy najmniejszym wysiłku, jak powiedzmy, posadzenie tyłka na sraczu w celu zaspokojenia swoich najprostszych potrzeb, wiąże się z ryzykiem zawału. W dodatku za darmo!

Poprzednio byliśmy w składzie kierownik - ja - dwóch magazynierów. Wtedy siedzieliśmy do 11 rano bodajże, bo tym dwóm zachciało się chlać wódę przed pracą, więc byli bezużyteczni noc całą. A sklep trzeba było przygotować dla wiernych. Teraz, w składzie dwóch kierowników -ja - magazynier wyrobiliśmy się ze wszystkim do 3 rano, a potem tylko uzupełnialiśmy towar w tym przedsionku piekła. Był koncept, żeby wpaść na Stat Oil i kupić pół litra, coby milej się pracowało, jednak główny pomysłodawca i sponsor zszedł koło drugiej, po 3 godzinach snu wstał i stwierdził, że on to pierdoli i idzie do domu :)

Największym atutem nocek jest oczywiście fakt, że nie ma interakcji z klientem, a więc brak stresu związanego z tym, że jakiś natręt podejdzie do ciebie i zacznie sie domagać nańczenia. "Panie! Sklep samoobsługowy, to sklep samoobsługowy. Na kiego grzyba ja mam Panu opowiadać o tym kremie na grzybicę odbytu, skoro cała moja wiedza opiera się na tym co przeczytam na etykiecie?" - tak kiedyś powiem jakiemuś skurwysynowi, któremu się zachce, żebym za rączkę go prowadził do celu. Jakby nie mógł potraktować tego jako przygody życia i samemu odnaleźć produkt jaki go interesuje.

Trzeba się rozejrzeć za nową robotą. Jakby ktoś miał jakiś cynk, że gdzieś jest spokojna, fajna robota, gdzie dają ci pieniądze za nic, to niech da znać. I nie kurwa, nie wrócę do kinoteki :D

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Cholera no, storpedowałeś mój komentarz o kinotece jeszcze zanim go napisałem:D