07 czerwca, 2010

Why so serious?

Czasem rad jestem, iż jestem beznadziejnym marzycielem. Wiecie, typowym średniakiem, którego czasem ponosi wyobraźnia, przez co z łatwością poddaje się obsesji, jaką niekiedy przynoszą kompletnie popieprzone/dziecinne pomysły. Fakt, nie jest to może wymarzona postawa do zrobienia kariery. Powiem więcej, przez pewien czas biłem się z moją naturą, chciałem zdyscyplinować swój umysł, ażeby był bardziej skupiony na ciułaniu, osiągnięciu sukcesu finansowego, awansie zawodowym czy zaspokajaniu kolejnych szczebli w Piramidzie Masłowa. Takie kierowanie to wjazd na ślepe tory, oczywiście. Trzeba pozostać szczerym z głosami w swojej głowie, zaakceptować się tym, kim się jest w danej chwili. Może kiedyś się zmienię, ale teraz zamiast poważnie zastanawiać się nad zwojowaniem świata biurowego bardziej ciągnie mnie do dyskusji o dekonstrukcji mitu superbohatera na przykładzie "Watchmen" Moore'a/Gibbonsa oraz "Powrotu Mrocznego Rycerza" Millera. Albo rozmowa o tym, jak wyglądałaby nasza rzeczywistość, gdyby zerżnęła ze świata Planescape koncept, że wiara naprawdę czyni cuda. Byłoby bardziej wyjebanie, to z pewnością. Pomyślcie tylko o tym.

Na przykład epickie starcie między Ganeszą, a Cthulhu. \m/

Nie mówiąc o tym, że warto być niepoważnym, póki można.

I tak, owszem, wpis spowodowany atakiem w pracy przez koleżankę (równolatka, dzisiejsza typowa kobieta sukcesu, niczym prosto wyjęta z komedii romantycznych TVNu) zjechała mnie za to, że mam już prawie lat dwadzieścia pięć, a ciągle gry komputerowe, muzyka i buńczuczne nastroje z książek Palahniuka zaprzątają moje myśli.

3 komentarze:

Sourmino pisze...

Powiem jedno, olej zdanie koleżanki. Popatrz na takiego Dżeja, po trzydziestce a nadal gra i sobie jakoś żyje... Dobra, zły przykład. :P Ale ogólnie, czy to, że jesteś dorosłym graczem pogarsza w jakiś aspektach wartość Twojej osoby?

Anonimowy pisze...

Właśnie olewam. Jak dla mnie, skoncentrowanie się jedynie na podążaniu za karierą i posiadaniu jak największej ilości dóbr materialnych, mając chodzenie na aerobik za najbardziej rozwinięte hobby to tragedia. Muzyka to co leci w radiu, książki to co jest teraz popularne, cokolwiek co telewizja puszcza jest fajne, komedie romantyczne, szczególnie opowiadające o romansach biurowych między bogatymi polakami to miód na serce etc. Ale to ją uszczęśliwia, więc jakie ja mam prawo do krytyki? ;)

W sumie chodziło mi o to, że każdego rusza co innego i przydałoby się więcej tolerancji na świecie co do osobistych preferencji, ale jak zwykle wyszło psioczenie na rzeczywistość, pod kątem mojej osoby :)

Grimm pisze...

God dammit, to byłem ja, autor :P