Zima. Ciemno. Śnieg. Kurwa.
Nienawidzę zimy. Nienawidzę śniegu. Nienawidzę tego, że tak za oknem piździ, że człowiek traci wszelką ochotę, aby wyjść z domu. Ciemność zapada tuż przed 16, czyli akurat kiedy opuszczam swą nową pracę, łapie mnie przez to cholerna depresja.
Nienawidzę.
Nienawidzę.
Nienakurwawidzę.
Oczywiście, świat wygląda cudnie w tym śnieżnym futrze. Widać, że natura potrafi o siebie zadbać, a nawet sprawić, żeby obrzydliwe ludzkie budowle, dzięki temu, że śnieg je otula, nie raziły swoją brzydotą.
Lecz jest zimno. Kurwa. Jak znowu sobie ręce odmrożę, to ktoś dostanie w ryj z podeszwy.
A teraz coś bardziej konstruktywnego, czyli toczące się przygody mojej persony, z dwuznacznym udziałem Zbycha w tle.
Pracuję w Policji. Tak, wiem, wstyd i hańba. Pewnie teraz stracę zatrważającą większość swojej publiczności, czyli Was. W dodatku robię za ..eee..."psie" pieniądze, no ale cóż. Jest to jakaś alternatywa od stania na kasie, przyjmowania pieniędzy, wydawania reszty i pakowanie w torbę. Robota moja jest dość wymagająca, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Wszak opinia o tym, że policjanci się opierdalają, gdy tylko można jest powszechna.
Mam co do tego teorię, oczywiście.
Jestem nowym, świeżym nabytkiem w biurze. Wyżsi ode mnie stażem pracy i stopniem oficerskim (czyli KAŻDA pieprzona osoba, jaka tam jest zatrudniona) chcą mi pokazać moje miejsce w szeregu, dając mi tak dużo pracy, że aż zabieram ją ze sobą do domu i, z poczucia obowiązku, pracuję w czasie wolnym. Jak na razie "kreatywnie" tłumaczę różnego rodzaju dokumenty oraz tłumaczę, w trybie real-time, delegacjom co mówią szefowie sekcji, gdy im pokazują zakamarki Komendy.
Znaleźli se, kurwa mać, murzyna.
Tak czy owak, popracuję co najmniej do lutego, bo wtedy umowa próbna mi się kończy, zobaczę jakie warunki mi zaproponują, a jak nie będę z nich zadowolony to powiem im, że mój but kreatywnie może przetłumaczyć im ich dupy. I znajdę coś innego.
Specjalnie nie wspomniałem o zeszłotygodniowym opijaniu urodzin koleżanki Martens, i przy okazji moich, bo prawdę mówiąc wolałbym zapomnieć o wydarzeniach z tej nocy. Znaczy, i tak nie pamiętam, ale chcę zapomnieć o tym co mi mówili, co ja wyprawiałem.
Muzycznie sprawa wygląda tak:
Shaggy - Mr. Bombastic, od Zbycha. Bo ,pomimo upływu lat, reklama Levis'a z tą nutą nadal jest przezajebista.
Beck - Black Tambourine, ode mnie. Bo tak wyszło. Btw. Kto wiedział, że Beck jest scjentologiem? No, to do następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz